Najnowsze wpisy, strona 39


lis 18 2002 scena
Komentarze: 13

On: Przepraszam...
Ona: To juz nie ma zadnego znaczenia...
On: Gdybym tylko wtedy nad soba zapanowal... nie staloby sie to, co sie stalo...
Ona: Ale nie zapanowales... widocznie tak mialo byc...
On: ... nie "tak mialo byc" - to byla zwyczajna glupota ludzka... szczyt hipokryzji i egoizmu... wiesz, nie moglem pozniej przez dlugi okres czasu spojrzec w lustro... brzydzilem sie swojego odbicia... nie moglem zrozumiec - "dlaczego"... ani jak do tego doszlo... pragnalem tylko wtedy zawrocic czas, do tego wieczoru i poprostu zamilknac, rozkoszujac sie Twoja obecnoscia... ale niestety nie mam takiej sily... wiec stalo sie - a ja potem zalowalem... rozmyslalem calymi dniami coz moge zrobic, bys mi wybaczyla... i zapomniala... chociaz sam nie wierze, ze mozna zapomniec... jaki ja bylem glupi... zreszta nie zmienilem sie wiele... jedynie nauczylem sie milczec...
Ona: Pomijasz w tych wszystkich wyznaniach mnie... miales byc "na zawsze" - a byles jedynie przez krotka chwile...
On: ... naprawde Cie przepraszam... pamietasz tamte slowa, ze aby o kims waznym zapomniec - potrzebne jest cale zycie... to nieprawda... nie da sie zapomniec... wogole... cholera... do tej pory nie wiem nawet od czego rozpoczac... jak sprawic, bys jeszcze kiedykolwiek sie do mnie odezwala z jakakolwiek czuloscia... bys poczula, ze mozesz mi zaufac... tak jak wtedy - gdy Cie zlapalem... pamietasz... i to wszystko zniweczone przez moja glupote... jak ja zaluje, ze nie umiem cofnac czasu...
Ona: Trzeba bylo wczesniej pomyslec, by pozniej nie zalowac... zachowales sie dokladnie tak samo jak inni... tak jak ci o ktorzych wyrazales sie jedynie w negatywny sposob, pelen pogardy i niezrozumienia dla ich czynow...
On: ... nie sprawdzilem sie... blagalem o kolejna szanse... ale reka juz sparzona pozostala... szczerze mowiac... ja do tej pory nie rozumiem, jak to jest, ze dwoje ludzi nigdys sobie tak bliskich, potem moze stac sie tak odleglymi...
Ona: Skoncz juz... opowiedz mi... jak minelo Ci ostatnich piecdziesiat lat zycia...

normalny : :
lis 18 2002 wyznanie
Komentarze: 13

pierdole to wszystko...

normalny : :
lis 14 2002 trzy
Komentarze: 22

wszystko - ale to absolutnie wszystko (o ironio - procz zagadnienia punktu na plaszczyznie w matematyce) odbywa sie wedlug "zasady trzech"... Einstein podobniez okreslil kiedys cyfre "3" mianem idealnej... oznaczajacej poczatek, srodek i koniec... wspominalem o tym nie raz... w pelni sie z nim zgadzam... kazda rzecz kiedys sie rozpoczela... w pewnym momencie bedzie trwac... az sie zakonczy... sztuka jest jednak nie rozpaczanie, gdy nastanie koniec czegos dobrego... zreszta podobnie wielka sprawa, jest nie wyidealizowanie tego co juz nie jest... definitywnie jestem przeciwnikiem cierpiennictwa, przesadnej dramaturgii czy tragizowania... a idealizowanie rzeczy, ktore juz byly - prowadzi najczesciej do rozpaczania, zalu i bolu... w znacznej czesci przypadkow, najlepszym wyjsciem jest powiedzenie sobie: "fajnie bylo no i sie skonczylo"... nie zas dazenie do przywrocenia poczatkowego stanu sytuacji... jezeli z gory jestesmy skazani na przegrana - nalezy znalesc takie wyjscie, ktore bedzie optymalne wobec wszelkich potrzeb... powtorze, ze nie mowie o biernym przygladaniu sie temu jak mija nas zycie... o nie, wrecz przeciwnie... chodzi o to, by doprowadzic wlasnie do najlepszego z wyjsc na dluzsza mete... po co tracic czas na umartwianie sie, wspominanie etc... bezsens... jak to powiedzial kiedys Sang-Froid - "kiedy zycie kopnie mnie w dupe i sie przewroce, wstaje i biegne jeszcze szybciej, by sie to wiecej nie powtorzylo" (mam talent do niepamietania doslownych cytatow, jedynie ich ogolnych przeslan, ktore lekko naginam do aktualnej chwili - tak jest i teraz)... troche hipokryzji - ale takiej w ciut inna strone... kiedy konczy sie natomiast cos "zlego" - i tak sie cieszymy, wiec nie widze powodu, by zastanawiac sie nad tym glebiej...

normalny : :
lis 13 2002 gowno
Komentarze: 18

czego jest najwiecej na swiecie... oczywiscie, ze gowna... w roznorakiej formie... cieplutkie, mieciutkie, obslizgle gowienko - doslownie nas otacza ze wszystkich stron... moja ulubiona kwestia pochodzaca z pewnego filmu, stanowiacego niemalze podrecznikowy przyklad amerykanskiego kina akcji (Terminator 2) brzmi mniej-wiecej tak... (Furlong tlumaczy Arniemu sytuacje z jego lesbowata matka, ktorej nikt nie chcial uwierzyc, ze koniec naszej dotychczasowej cywilizjacji nastapi w 97') "to tak, jakby wszystko w co wierzyles, bylo zrobione z gowna"... zobaczylem dzis odchody w nowej otoczce... byly ubrane w czarne, dresowe spodnie i rozowa bluzke... w rekach trzymalo "poezje" wytworzona w przeciagu dwoch dni, majaca po wydrukowaniu na przeslicznym kolorowiutkim papierze - udekorowac nasza sale... brodzik emocjonalny z ktorego kal sciekal litrami, zabral sie do napisania wierszy np. o milosci... ich glebia doslownie powalila mnie na glebe... zastanawiam sie, czy wyraz gowno nie jest przypadkiem synonimem wyrazow kicz/plycizna/trywializm(jak ja lubie ten wyraz, nawet jezeli go blednie uzywam - poprostu go lubie)/pop-kultura/etc... moge sie "pochwalic" znajomoscia ludzi ulepionych z gowna... sztuczne emocje rowniez przypominaja mi w znacznej czesci odchody... najprostszy przyklad... wszelkie teleturnieje... a juz absolutnym szczytem, o ktory sie ostatnio niemalze otarlem jest "awantura o kase" (czy jakos tak)... czegos bardziej plastikowego nie widzialem juz od kilku dlugich miesiecy... nie mam specjalnie pomyslu ani jakby tu pociagnac dalej temat ani jakby tu go spuentowac... ide potaplam sie w moim bajorku wypelnionym kalem... (jak ja sie stesknilem za normalnym uwazajacym siebie za istote lepsza od innych, plywajaca na tratwie po morzu gowna...)

normalny : :
lis 13 2002 nadzieja
Komentarze: 15

czym jest nadzieja, to chyba kazdy wie... moze nia byc np. mysl, ze jakies z pragnien moze sie spelnic... kiedys zylem nadzieja, dzis jej nienawidze... zreszta jak wielu rzeczy... ale ona ma u mnie w sercu takie specjalne miejsce - gdzie moge sobie ja nienawidzic w ciszy i samotnosci... bez nadziei zyje sie naprawde znacznie lepiej... nie oczekuje sie wtedy od zycia, by stalo sie kiedys lepsze... nie mowie o biernej postawie wobec wszystkiego wokol - jedynie o wyzbyciu sie jakiejkolwiek nadziei... znacznie latwiej jest zniesc kazde zlo, ktore nas spotyka - bez zalu iz mogloby byc lepiej... a jezeli spotka nas cos dobrego... radosc jest wtedy kilkukrotnie wieksza i znacznie mocniej to doceniamy... na znak tego, ze dobrze jest byc nieczulym na wszystko wokol skurwysynem - ukrecilem lepek misiowi, ktorego symbolicznie dostalem na imieniny... w moim przypadku, nadzieja mnie bardziej dobija niz mi pomaga... nie lubie zludzen... niecierpie snic na jawie... wyzbywajac sie jakiejkolwiek nadziei otwieraja sie przede mna zupelnie nowe horyzonty... w tym badz nastepnym tygodniu przejde pierwsze badania - a potem, w zaleznosci od tego co powie wszechwiedzacy lekarz, beda mnie albo czekaly kolejne badania albo... w sumie - albo cos gorszego... tak czy siak - jest straszliwie nieciekawie... samobojstwo jest jednak wbrew mojej naturze i to sie chyba jednak juz nie zmieni... wyzbywajac sie nadziei - mozna "zyc do konca", wykorzystujac kazda chwilke zycia do maksimum... wiec - pieprze nadzieje"... i tak nic mi po niej... samozwanczo nazwe sie najwiekszym z (3E) egoistycznych, egocentrycznych hipokrytow... (ciekaw jestem co jeszcze bede pieprzyl - na liste zalapaly sie juz zycie, nadzieja, niektore uczucia, smierc i praktycznie wszyscy ludzie... i tak na dobra sprawe, zalezy mi tylko... lub az - na dwoch osobach...)

"We are so young
Our lives have  just begun
But already we are considering
Escape from this world
"

Him - Join Me in Death

normalny : :