Archiwum 13 listopada 2002


lis 13 2002 gowno
Komentarze: 18

czego jest najwiecej na swiecie... oczywiscie, ze gowna... w roznorakiej formie... cieplutkie, mieciutkie, obslizgle gowienko - doslownie nas otacza ze wszystkich stron... moja ulubiona kwestia pochodzaca z pewnego filmu, stanowiacego niemalze podrecznikowy przyklad amerykanskiego kina akcji (Terminator 2) brzmi mniej-wiecej tak... (Furlong tlumaczy Arniemu sytuacje z jego lesbowata matka, ktorej nikt nie chcial uwierzyc, ze koniec naszej dotychczasowej cywilizjacji nastapi w 97') "to tak, jakby wszystko w co wierzyles, bylo zrobione z gowna"... zobaczylem dzis odchody w nowej otoczce... byly ubrane w czarne, dresowe spodnie i rozowa bluzke... w rekach trzymalo "poezje" wytworzona w przeciagu dwoch dni, majaca po wydrukowaniu na przeslicznym kolorowiutkim papierze - udekorowac nasza sale... brodzik emocjonalny z ktorego kal sciekal litrami, zabral sie do napisania wierszy np. o milosci... ich glebia doslownie powalila mnie na glebe... zastanawiam sie, czy wyraz gowno nie jest przypadkiem synonimem wyrazow kicz/plycizna/trywializm(jak ja lubie ten wyraz, nawet jezeli go blednie uzywam - poprostu go lubie)/pop-kultura/etc... moge sie "pochwalic" znajomoscia ludzi ulepionych z gowna... sztuczne emocje rowniez przypominaja mi w znacznej czesci odchody... najprostszy przyklad... wszelkie teleturnieje... a juz absolutnym szczytem, o ktory sie ostatnio niemalze otarlem jest "awantura o kase" (czy jakos tak)... czegos bardziej plastikowego nie widzialem juz od kilku dlugich miesiecy... nie mam specjalnie pomyslu ani jakby tu pociagnac dalej temat ani jakby tu go spuentowac... ide potaplam sie w moim bajorku wypelnionym kalem... (jak ja sie stesknilem za normalnym uwazajacym siebie za istote lepsza od innych, plywajaca na tratwie po morzu gowna...)

normalny : :
lis 13 2002 nadzieja
Komentarze: 15

czym jest nadzieja, to chyba kazdy wie... moze nia byc np. mysl, ze jakies z pragnien moze sie spelnic... kiedys zylem nadzieja, dzis jej nienawidze... zreszta jak wielu rzeczy... ale ona ma u mnie w sercu takie specjalne miejsce - gdzie moge sobie ja nienawidzic w ciszy i samotnosci... bez nadziei zyje sie naprawde znacznie lepiej... nie oczekuje sie wtedy od zycia, by stalo sie kiedys lepsze... nie mowie o biernej postawie wobec wszystkiego wokol - jedynie o wyzbyciu sie jakiejkolwiek nadziei... znacznie latwiej jest zniesc kazde zlo, ktore nas spotyka - bez zalu iz mogloby byc lepiej... a jezeli spotka nas cos dobrego... radosc jest wtedy kilkukrotnie wieksza i znacznie mocniej to doceniamy... na znak tego, ze dobrze jest byc nieczulym na wszystko wokol skurwysynem - ukrecilem lepek misiowi, ktorego symbolicznie dostalem na imieniny... w moim przypadku, nadzieja mnie bardziej dobija niz mi pomaga... nie lubie zludzen... niecierpie snic na jawie... wyzbywajac sie jakiejkolwiek nadziei otwieraja sie przede mna zupelnie nowe horyzonty... w tym badz nastepnym tygodniu przejde pierwsze badania - a potem, w zaleznosci od tego co powie wszechwiedzacy lekarz, beda mnie albo czekaly kolejne badania albo... w sumie - albo cos gorszego... tak czy siak - jest straszliwie nieciekawie... samobojstwo jest jednak wbrew mojej naturze i to sie chyba jednak juz nie zmieni... wyzbywajac sie nadziei - mozna "zyc do konca", wykorzystujac kazda chwilke zycia do maksimum... wiec - pieprze nadzieje"... i tak nic mi po niej... samozwanczo nazwe sie najwiekszym z (3E) egoistycznych, egocentrycznych hipokrytow... (ciekaw jestem co jeszcze bede pieprzyl - na liste zalapaly sie juz zycie, nadzieja, niektore uczucia, smierc i praktycznie wszyscy ludzie... i tak na dobra sprawe, zalezy mi tylko... lub az - na dwoch osobach...)

"We are so young
Our lives have  just begun
But already we are considering
Escape from this world
"

Him - Join Me in Death

normalny : :