slyszalem Bestie... to byl tak... nieludzki ryk... niby niezrozumialy... a jednak jakze duzo wyrazal... opowiadal o tym, jak Bestia mnie bardzo nienawidzi... o tym, jak wiele zniszczylem... o tym, jak bardzo jestem zly... o tym, jak bardzo pragnie - bym sie nigdy nie stal... ten ryk byl tak glosny... tak niewiarygodnie glosny... po raz pierwszy w zyciu slyszalem cos tak glosnego, ze az mnie przerazilo... lezalem i balem sie poruszyc - by Bestia nie uslyszala, ze zyje... "a wszystko tak realnie dziejace sie w mojej glowie"... czasem nienawidze spac...
pamietam jeszcze jeden sen... z dzisiaj... ogromny budynek... w srodku masa ludzi... udawalem, ze jestem jednym z nich... ale cos mnie zdradzilo... wystraszyli sie - tego jaki jestem... powiedzili, ze jestem zly... wszystkie pomieszczenia zostaly pozamykane przede mna... zaczalem uciekac... podloga byla bardzo sliska... nie bylem w stanie sie zatrzymac ani skrecic tam gdzie chcialem... moglem poruszac sie jedynie najszerszym korytarzem... jeden z nich mnie gonil - jego celem bylo zabicie mnie... w pewnym momencie udalo mi sie go na chwile zgubic... chcialem wychamowac - ale wpadalem w poslizg... zlapalem sie za klamke od drzwi do jakiejs sali... otworzylem ja... wewnatrz byli ludzie... czulem, ze tam nie naleze... zaczalem biec dalej... bieglem jeszcze szybciej - ten, ktory mnie gonil, znow mnie znalazl... az powoli w swoim biegu zaczalem sie zmieniac w potwora... poruszalem sie na czterech lapach... on nie mogl juz mnie dogonic... bylem dla niego za szybki... albo zbyt przerazajacy... ucieklem...
i wtedy do pokoju weszla moja prawna opiekunka... powiedziala, ze juz pozno i ze powinienem wstac... wyszla... lezalem jeszcze przez dluzsza chwile... w koncu zczolgalem sie z lozka... skierowalem swe kroki w kierunku pokoju "rodzicow"... zobaczylem moja matke - malujaca sie... "moglabys mi zrobic jajecznice"... przypomnialem sobie wczorajsza klotnie... nie pamietam juz nawet o co poszlo... w kazdym razie, skonczylo sie na wypominaniu mi wielkich zalow... zostalem oskarzony o zniszczenie jej zycia, ze odseparowalem sie od "rodziny", ze powinienem odzywac sie do mojego ojczyma (kolejnego), ze doprowadzilem ja do stanu nerwicy i tego, ze jej zycie nie ma juz zadnego sensu i ze tylko i wylacznie przeze mnie, jest jak jest... zrobilem cos glupiego... dalem sie wciagnac w ten temat... staralem sie jej nigdy niczego nie wypominac... ale... tym razem - zrobilem na odwrot... powiedzialem jej wszystko co tylko moglem sobie przypomniec... wszystko, czym mnie dotknela przez cale zycie... duzo tego bylo... a kiedy skonczylem - widzialem jak placze... po raz pierwszy w zyciu, przeprosila mnie... przyznala, ze popelnila wiele bledow... i chciala mnie przytulic... nie... nawet do niej nie podszedlem - odparlem jedynie, ze jej dotyk jest dla mnie niczym dotyk setek malutkich zyletek... oraz, ze nie raz juz tak bylo - jutro, najwyzej za tydzien nie bedzie juz tego pamietala... nic nie wyniknie z tej rozmowy... tak jest zawsze... rzucila, ze na jajecznice musze chwilke zaczekac - az sie umaluje... "ok"... wrocilem do siebie... puscilem nirvane... "i'm so happy, 'cause today i found my friends... they're in my head"... jajecznica byla naprawde smaczna... moja opiekunka umie gotowac... i chyba nawet to lubi... po raz kolejny w dniu dzisiejszym ulyszalem dzwiek, ktorego nieznosze... zawsze wiem, kiedy ona tutaj wejdzie... czuje to jeszcze zanim zobacze jej cien za drzwiami... znowu... tak jest zawsze... znow wypomniala mi cale moje zlo... obarczyla mnie wina, za wszystko co ja spotkalo przez ostatnie szesnascie lat... wypomniala mi takze wszystko, co wczoraj powiedzialem... "to dlatego, ze nigdy w zyciu w dupe nie dostales pozadnie"... nie lubie, kiedy tak mowi... dostalem, dostalem... i to nie raz... do tej pory pamietam co robila, gdy bylem troche mlodszy - wystarczylo, ze przez chwile plakalem, badz tez unioslem glos... poza tym, znecac sie mozna rowniez psychicznie - co zreszta doskonale jej wychodzi... obarczyla mnie dzis za cos jeszcze - cos nowego... raz na jakis czas, zdarza sie jej wymyslec cos nowego... dzis wyszlo na to, ze uzywam wobec nej przemocy... gdyby nie fakt, jak bardzo to wszystko bylo "naprawde" - uznalbym iz scena pochodzi ze scenariusza napisanego przez jakiegos niedorozwinietego emocjonalnie wazniaka... nie mylilem sie - nic sie od wczoraj nie zmienilo... i "nigdy" sie nie zmieni...