Komentarze: 9
patrzysz na nich z nienawiscia... pewnego rodzaju obrzydzeniem.. byc moze nawet pewnym specyficznym lekiem... nie chcesz wsrod nich przebywac, lecz musisz tu byc... nie masz ucieczki... mecza cie... nudza... irytuja... jednakze sam jeden, jestes zbyt slaby, by sie im przeciwstawic... czasem sie do nich upodabniasz... ale tylko na chwile... potem wracasz do siebie... do swojego leku przed nimi... i znow pustka... okazuje sie, ze tylko ty masz takie odczucia... znow jestes inny... szukasz rozwiazania, by sie od nich uwolnic... z pomoca przychodzi cos, czego oni sie tak panicznie obawiaja... smierc... ulga dla zmeczonej duszy... powoli sie z nia zaprzyjazniasz... a co by bylo, gdybys pewnego dnia sie nie obudzil... zaczynasz to analizowac... patrzysz na nich z dala... obserwujesz... tak samo i siebie - z boku... przypatrujesz sie swoim poczynaniom... jestes zmieszany - zdezorientowany... nie wiesz co robisz.. tracisz nad soba kontrole... zaczynasz odlatywac... obled... powoli wariujesz... az w koncu... pewnego zupelnie zwyczajnego dnia... decydujesz sie na krok ostateczny... podobniez to nic nie boli...*
pazdziernik 2000