Najnowsze wpisy, strona 46


paź 14 2002 szczerosc
Komentarze: 17

co jest takiego gorszacego w szczerosci, ze ludzie jej tak unikaja... dlaczego, jezeli rozmawiam z dyrektor szkoly, to wielkim wstydem byloby powiedzenie jej w twarz, ze beznadziejnie sie ubiera - to jej powinno byc z tego powodu wstyd, nie mi... dlaczego nikt nigdy nie mowi tego co mysli... ach, no tak - zapomnialem - przeciez ludzie zyja w zaklamaniu... ludzie zywia sie klamstwem... a szczera krytyka - to najwieksza zbrodnia przeciw ludzkosci... natomiast ja uwielbiam byc konstruktywnie krytykowanym... naprawde lubie, gdy ktos nie zgadza sie z moim zdaniem i mowi "sluchaj, a ja to widze tak..." - oznacza to bowiem ze ten ktos SLUCHA... ludzie nie umieja sluchac - sa zapatrzeni tylko w to, co sami mowia - nic wiecej... jezeli pierwsze zdanie czyjejs wypowiedzi rozpoczyna sie - "nie masz racji" - to znakomita wiekszosc ludzi przestaje sluchac i wymysla argumenty, majace udowodnic ze drugi rozmowca jest zwyczajnym idiota... i kolo sie zamyka... nie umiemy sie przyznac, ze ktos moze miec racje i dalej ciagniemy swoje wywody, teraz juz zaklamane - gdyz zdjamy sobie sprawe, ze to co mowimy nie ma najmniejszego sensu... ale los jak zwykle przyszykowal ironie na te cala sytuacje - ludzie myla szczerosc z zaklamaniem, checia zaszkodzenia komus innemu badz tez zwyklego dokuczenia... jak wielu ludzi narzeka, ze ich zycie jest szare i nudne... za sa tacy "pospolici" wsrod pospolstwa... stawiam teze (czy jak to sie zwie...) ze jezeli ci "szarzy" ludzie - przestana sie wstydzic wlasnych mysli i tego jak rozumuja, i otworza sie przed swiatem - stana sie znacznie bardziej barwni, interesujacy... wiem - skacze z tematu na temat... Piotr Najsztub (tak, w programie Wojewodzkiego) - powedzial cos naprawde madrego nt. szczerosci - nie pamietam niestety dokladnie jego slow, ale przeslaniem bylo (tak, naginam troche jego slowa do moich wlasnych) ... jezeli zawsze bedziemy szczerzy az do bolu, to po pewnym czasie rozmowca zda sobie sprawe, ze nie chcemy mu zaszkodzic - tylko cos przekazac...

normalny : :
paź 14 2002 slepcy
Komentarze: 7

troche to przykre, jak wielu ludzi wokol mnie zyje w zaklamaniu pt. "zycie to cudowny dar od Boga"... spojzcie na to wszystko oczyma realisty i cynika - zycie nie ma sensu, a caly swiat - to naprawde nic nadzwyczajnego... chcecie wierzyc, ze zycie to cos wspanialego - by poczuc sie kims wyjatkowym... prawda natomiast jest taka, ze zycie z technicznego punktu widzenia - to jedynie nasza wzgledna samoswiadomosc... tak, tak - nic wiecej... zycie, to jedynie mysl o tym, ze sie jest (jak to ktos niezbyt madry, ale niekiedy blystkoliwy powiedzial: "mysle wiec jestem")... chcialbym byscie ujzeli swiat takim jaki jest a nie takim, jaki WY chcecie go zobaczyc... ludzie to slepcy i tylko niektorzy z nich ucza sie widziec... ktos mi kiedys powiedzial - w odpowiedzi na pytanie czemu stal sie wierzyacy... "nawet nie wiesz, jak wszystko staje sie prostsze i jak latwo jest wiele rzeczy wyjasnic - wierzac w Boga"... oto istota wiary... to odpowiedz na kazde stawiane pytanie - gdyz niewiedza rodzi strach... a strach przeradza sie w cierpienie - wiec jakze komfortowym jest na kazde pytanie odpowiadac iz jest to boska wola... ta sama osoba, na moje slowa iz po smierci nie ma nic - oburzyla sie i ze zdziwieniem wykrzyczala... "ty napawde sadzisz, ze po smierci nie ma juz nic... ze tak poprostu znikasz..." - oto czym jest wasza wiara... to ignorancja... i strach... wy - ludzie, jestescie niesamowitymi tchorzami - tacy sie rodzicie i prawie zawsze, takimi umieracie... tak poprostu i zwyczajnie - umieracie...

normalny : :
paź 13 2002 umieram
Komentarze: 5

nie - to jedynie naglowek... ale dlaczego, ludzie znacznie chetniej komentuja notki zatytulowane wlasnie w taki sposob... dlaczego praktycznie co druga "pierwsza notka" ma tytul - "Moj Pierwszy Raz"... ktos wchodzi na bloga z nadzieja, ze znajdzie erotyczna notke o tym, jak jakis czternastolatek przelecial swoja mlodsza o rok siostre - a tu niespodzianka, to jedynie "chwytliwy" naglowek... ale przeciez blog jest dla tego, kto go pisze a nie dla komentarzy... moze jednak nie do konca... co innego wolania o pomoc... tutaj natomiast spotykamy sie z zaklamaniem ze strony czytelnika - ciekaw jestem ile komentarzy tak naprawde ma na celu pomoc a nie wyrazic jedno z najwiekszych klamstw ludzkosci pt. "nie martw sie, wszystko bedzie dobrze"... no i dochodzi do tego fakt, ze ludzie poprostu lubia widziec, ze innym jest gorzej niz im samym... no jest jeszcze taka sprawa - ze komentarze pierwotnie mialy sluzyc jedynie do komnikcji miedzy jedna strona a druga... oto i jeden z powodow - dlaczego nienawidze notek z zawartoscia typu: "koncze, bo i tak nikt tego nie czyta"... czyli jezeli nie komentuje, oznacza to ze nie czytam... moja notka z "chwytliwym naglowkiem" tez jest jakas taka nijaka... z glosnikow wydobywa sie Limp Bizkit -  'Boiler', w telewizji jakis zakochany serial a w mojej glowie jedynie pomysl na notke - jednakze zbytni tu chaos, bym ubral go w jakies sensowne slowa... moze chociaz domyslicie sie, co chcialem przekazac (i tu wychodzi prawda - ja tez po czesi mysle o tym, ze ktos to moze jednak przeczytac)...

normalny : :
paź 13 2002 beztalencie
Komentarze: 4

jestem beztalenciem w robieniu "pierwszego kroku"... o ile zapoznanie sie z kims, kto mi sie podoba - jest dla mnie niezwykle latwe... o ile zauroczenie kogos moja osoba - jest dla mnie niezwykle latwe... o ile wypelnienie wspolnie spedzanego z tym kims, wolnego czasu - jest dla mnie niezwykle latwe... o tyle wyczucie chwili - kiedy moge zrobic nastepny krok - jest dla mnie niemalze niemozliwe... jestem wrecz przerazony tym, ze ten ktos moze mnie odepchnac... i nie probuje nawet... w piatek znow przydazyla sie podobna sytuacja... dziewczyna sama mnie zaprosila do miejsca gdzie spedza bardzo duzo czasu i zna wszystkich... potem - juz po "spotkaniu" - gdy grupa (czyli kilka dziewczyn i ja) odprowadzalismy po kolei wszystkich do domow - ona szla tak, bym byl przy niej... na placyku zabaw, do ktorego w miedzyczasie dotarlismy - hustalismy sie a reszta nawet nam nie przeszkadzala... pod koniec - gdy zostalismy juz tylko ona, ja i jeszcze jedna dziewczyna - tamta szybko zbiegla, bysmy byli sam na sam... i jeszcze pod jej domem - stalismy chwile, a ona powiedziala - ze nie chce jej sie wracac do domu, mimo ze ma do przejscia tylko kilka metrow... a ja nic nie zrobilem... dala mi chyba tuzin sytuacji do umowienia sie na kolejne spotkanie czy tez do zwyklego pocalowania jej - a ja nic... mieszkamy praktycznie obok siebie - ona wyraznie daje mi do zrozumienia, ze "jest mi przychylna" - a ja nie jestem w stanie wykorzystac zadnej sytuacji... coz - staram sie uczyc na bledach, postaram sie nastepnym razem cos zdzialac... nie jestem ani niesmialy, ani tez fajtlapowaty - i na dodatek wiem, jak powinno sie "rozgrywac" wszelkie takie sytuacje... wiec czemu, gdy przychodzi "co do czego" - stoje jak wryty w ziemie i nic nie robie... tak - definitywnie, nastepnym razem przezwycieze siebie samego...

normalny : :
paź 13 2002 nienawisc
Komentarze: 1

ciekaw jestem jak odreagowujecie uczucia, nad ktorymi nie potraficie zapanowac... zarowno te dobre, jak i te zle... ja to robie w dosyc nietypowe sposoby... nad tymi dobrymi jest znacznie trudniej zapanowac, niz nad tymi zlymi... bo gdy jest zle - staje sie bardzo destruktywny wobec swojej wlasnej osoby, a gdy jest dobrze - co mam wtedy robic... zamykam sie w sobie, analizuje z kazdej strony, przywoluje tysiace razy i w koncu doprowadzam do latwiejszej dla mnie do przyjecia formy - sprowadzam to co dobre, do zlego... nie robie tego specjalnie - inaczej poprostu nie umiem... powiedzialem kiedys, ze doslownie kazde uczucie mozna sprowadzic do nienawisci, poczawszy od niespelnionej milosci, poprzez absolutne uwielbienie a skonczywszy na pragnieniu... nienawisc nie jest moze najlepszym z uczuc - ale najlatwiej nad nia zapanowac... jak odreagowuje uczucie nienawisci... na wiele sposobow - jedne bardziej prawidlowe, drugie mniej... spie... duzo spie - gdy jest mi zle, staram sie niekiedy poprostu usnac i przeczekac te chwile... niestety - z paru powodow, gdy wstaje - jest jeszcze gorzej... pisze... lubie pisac - to mi pomaga poukladac mysli, czasem formuja sie naprawde madre sentencje, cale teksty - a czasem absurdalne bzdury, ktore mimo to - pozostaja moimy myslami... slucham... slucham muzyki, jak najglosniejszej i jak najostrzejszej - a przy tym, oddajacej slowami to co czuje... chodzi o zagluszanie wlasnych mysli... ranie... na wszelkie mozliwe sposoby... czasem jestem niezwykle destruktywny... krzycze... wrzeszcze... rozpaczam... i wtedy - nastepuje pustka... trace ciaglosc mysli i ich glowny watek... wszystko sie tak poprostu i nagle "ucina"... tak jak w tym momencie...

normalny : :