Komentarze: 1
lubie miec przyziemne problemy... sprawiaja - ze czuje sie taki normalny... naprawde lubie sie zamartwiac o wyniki testow, o to - jak zareagowala na mnie jakas dziewczyna czy o to, ze jakis nauczyciel sie na mnie zawzial... to wszystko jest tak plytkie... zastanawialem sie kiedys, kogo uwazam za osobe "gleboka"... poznalem ostatnio naprawde duzo nowych ludzi - cos kolo 100 osob - i praktycznie wszyscy sa mi "przyjazni", nigdy w zyciu nie mialem takiej sytuacji... zawsze bylem nienawidzowy i poniewierany - sa teraz tego "skutki" - jestem niebywale tolerancyjny, ale takze uwazam siebie za kogos gorszego... kim wiec, jest dla mnie... nie - kim jest osoba "gleboka"... to taki ktos, kto jest w stanie "zrozumiec" - czy (jak to ktos ladnie okreslil) wspolodczuwac, kto zastanawia sie nad nastepstwami kazdego swojego zachowania, kto jest inteligentny i (cos dla mnie bardzo, bardzo waznego) - zawsze ma wlasne zdanie... zapewne ktos "gleboki" ma jeszcze wiele innych dobrych cech, ale akurat te przyszly mi w tym momencie do glowy... no tak - ale kiedy spotkalem kogos takiego - kto spelnia wszystkie punkty skladajace sie w moim umysle na osobe "gleboka" - ja tego czlowieka za takiego wcale nie uwazam... wiec jak to wlasciwie jest... "cierpienie uszlachetnia" - moze o to mi chodzi... moze ja za kogos "glebokiego" uwazam dopiero tego, kto sie wiele wycierpial w zyciu, bo inaczej - nie jestem w stanie uwierzyc w szczerosc wyznania pt. "przykro mi"... ale jest chyba jeszcze jedna wazna rzecz - ten kto sie wycierpi, musi cos wyniesc ze swoich doswiadczen - czegos sie na nich nauczyc, a nie w przyszlosci np. wyzywac sie za swoje cierpienia na wlasnych dzieciach... nienawidze...