Komentarze: 22
wszystko - ale to absolutnie wszystko (o ironio - procz zagadnienia punktu na plaszczyznie w matematyce) odbywa sie wedlug "zasady trzech"... Einstein podobniez okreslil kiedys cyfre "3" mianem idealnej... oznaczajacej poczatek, srodek i koniec... wspominalem o tym nie raz... w pelni sie z nim zgadzam... kazda rzecz kiedys sie rozpoczela... w pewnym momencie bedzie trwac... az sie zakonczy... sztuka jest jednak nie rozpaczanie, gdy nastanie koniec czegos dobrego... zreszta podobnie wielka sprawa, jest nie wyidealizowanie tego co juz nie jest... definitywnie jestem przeciwnikiem cierpiennictwa, przesadnej dramaturgii czy tragizowania... a idealizowanie rzeczy, ktore juz byly - prowadzi najczesciej do rozpaczania, zalu i bolu... w znacznej czesci przypadkow, najlepszym wyjsciem jest powiedzenie sobie: "fajnie bylo no i sie skonczylo"... nie zas dazenie do przywrocenia poczatkowego stanu sytuacji... jezeli z gory jestesmy skazani na przegrana - nalezy znalesc takie wyjscie, ktore bedzie optymalne wobec wszelkich potrzeb... powtorze, ze nie mowie o biernym przygladaniu sie temu jak mija nas zycie... o nie, wrecz przeciwnie... chodzi o to, by doprowadzic wlasnie do najlepszego z wyjsc na dluzsza mete... po co tracic czas na umartwianie sie, wspominanie etc... bezsens... jak to powiedzial kiedys Sang-Froid - "kiedy zycie kopnie mnie w dupe i sie przewroce, wstaje i biegne jeszcze szybciej, by sie to wiecej nie powtorzylo" (mam talent do niepamietania doslownych cytatow, jedynie ich ogolnych przeslan, ktore lekko naginam do aktualnej chwili - tak jest i teraz)... troche hipokryzji - ale takiej w ciut inna strone... kiedy konczy sie natomiast cos "zlego" - i tak sie cieszymy, wiec nie widze powodu, by zastanawiac sie nad tym glebiej...