Najnowsze wpisy, strona 31


gru 21 2002 Lain - Serial Experiments: the nightmare...
Komentarze: 12

Pozna noc. Lain jeszcze nie spi, glosno rozmysla.
-Chcialabym moc z kims porozmawiac... tylko z kim?...
Chodzi po pokoju ze swoja ulubiona maskotka - pluszowym psem o wdziecznym imieniu Bike - w jednej dloni i z nozyczkami w drugiej.
-Shuko?... nie... ona nienawidzi mnie z glebi swojego serca...
Wciska nozyczki pod wstazke trzymajaca znajdujacy sie na szyi Bike dzwoneczek.
-Mama albo tata?... mama nie powie mi, gdzie teraz jest tata... nie moge juz z nia rozmawiac...
Rozlega sie brzdek spowodowany upadkiem metalowego dzwonka na ziemie.
-Kyoko?... Yuuji?... wszystkich porzucilam...
Dziewczynka przeciera zalzawione oczy.
-A co z Misato? Ona nie mogla byc jedynie snem! Bylam u niej w domu, a potem bylysmy na zakupach! Przeciez kupilysmy pastele?! To mi sie NIE przysnilo! Zapach tych pasteli jest jeszcze taki swiezy i wyrazny...
Przytula mocno do siebie, swoja ukochana maskotke.
-... ale kiedy to wszystko sie wydarzylo?! Nikt inny nigdy nie slyszal o Misato? Czy wspomnienia zawsze sa takie czesciowe? I kiedy skaleczylam sie w glowe?
Przesuwa opuszkami palcow po plastrze znajdujacym sie na czole.
-... poprostu... czuje sie taka... pozbawiona wszelkich wiezi emocjonalnych... pozbawiona zwiazku z czymkolwiek...
Odwraca Bike na brzuszek.
-Nie wydaje mi sie, by bylo cokolwiek co by mnie tu trzymalo. Jezeli nic mnie tu nie trzyma... to poprostu znikne... tak?
Ostroznie przysuwa ostrza nozyczek do karku maskotki.
-...nie jestem zwiazana... nie jestem zwiazana z kimkolwiek...
Delikatnie rozcina material wzdluz plecow zabawki.
-O Boze... przepraszam...
Siada przed biurkiem. Nerwowo stuka w klawisze - pisze oprogramowanie majace za zadanie ozywic mechaniczny szkielet, podlaczony do komputera.
-Jeszcze chwila, moj kochany.
Szkielet co chwilka lekko sie porusza, czasem daje sie slyszec dzwieki symulujace psi warkot. Mija troche czasu. Dziewczynka w koncu konczy prace. Pochyla sie nad rozpruta maskotka.
-... to nie bedzie bolalo... to nie bedzie bolalo... to nie bedzie bolalo...
Uwaznie wsuwa przez wczesniej powstaly otwor, mechaniczny szkielet - wewnatrz psa.
-... to nie bedzie bolalo... to nie bedzie bolalo... to nie bedzie bolalo...
Nastepnie dokladnie go zaszywa.
-Gotowe!
Na biurku lezy maskotka, z ktorej wystaja kable - wszystkie prowadzace w kierunku komputera. Lain wlacza wczesniej napisane oprogramowanie.
-Bike...
Z glebi zabawki wydobywa sie lekko stlumione szczekanie.
-Och Bike!
Sciska psa.
-Najpierw nauczymy Cie chodzic! A potem zainstaluje Ci sztuczna inteligencje i bedziemy mogli ze soba rozmawiac! A potem zrobie tate... jeszcze pozniej Yuuji i Misato! Oraz mila Kyoko i jej mame! Bede rozmawiala z nimi wszystkimi, a oni nie beda mogli mnie zranic! W ten sposob, znow bede z miala z kims zwiazek! Odzyskam utracona wiez emocjonalna! Tak bedzie, prawde Bike?
Nagle pluszak zaczal wariowac. Wydal z siebie dziwny dziwek, przypominajacy krzyk - po czym eksplodowal.
-BIKE!!!
Szczatki mechanizmu zostaja porozrzucane po calym pokoju.
-...Bi... Bike... tak Cie przepraszam...
Dziewczynja zaczela zbierac resztki wokol siebie.
[Lain...] - z nikad dalo sie slyszec czyjs glos.
-Kto... kto to?
[Lain... jestes smutna poniewaz popsulas swoja zabawke?]
Osunela sie na ziemie. Z jej oczu poplynely lzy.
-... tak...
[Chcesz ja z powrotem?]
-Mozesz to sprawic?
[Tak, moge.]
Jakas sila postawila Lain na nogi. Za nia pojawila sie jakas sylwetka, oplatajaca ja rekoma.
[Rzeczy, ktore sie psuja - nie moga wrocic. Smierc nie moze zostac cofnieta. To sa zasady tego swiata, ktorych ja nie musze przestrzegac.]
Przerazona dziewczynka, wyrywa sie w objecia.
-Jestes Bogiem?
[Mozesz mnie tak zwac, jezeli chcesz... podaj mi swoja dlon.]
Z nikad, w rece postaci pojawia sie nowy Bike - i zostaje natychmiast niemalze sila wcisniety w dlon Lain.
[Masz. Od teraz, to jest jedyny Bike. Mozemy potajmnie podmienic poprzedniego. Nikt sie nie dowie o tym, ktorego zabilas. Jezeli nikt sie nie dowie - to tak, jakby to sie nigdy nie wydarzylo.]
Dziewczynka jest calkowicie zmieszana. Ale w miare mozliwosci odzyskuje trzezwosc myslenia.
-... nie! Mylisz sie! Jest tylko jeden Bike! Jego substytut nie jest tym samym, co przywrocenie go zyciu!
[Mozna lamac zasady - to nic zlego.]
-Ale...
[Jezeli je zlamiesz, bedziesz miala swoja zabawke z powrotem. Twoj Bike wroci.]
Lain wystraszona odsuwa sie od postaci.
-...klamca! Ja bede wiedziala! Ciagle bede pamietala, ze to nie on!
[W takim wypadku zmienimy takze i Twoja pamiec. To sprawi, jakbys nigdy nie popsula Bike - urzeczywistni to...]
Lain bezwiednie odsuwa sie coraz dalej. W koncu natrafia na biurko.
[Nie badz taka przerazona. Robilas to juz wielokrotnie.]
Dlonie dziewczynki zaciskaja sie na kancie blatu.
-Nie!
[Jak udowodnisz, ze klamie? Jestes jedynie tym, czego sie boisz.]
-To wszystko klamstwa... mialam Bike odkad sie urodzilam. Od zawsze...
[Naprawde? Nie wyglada na az tak starego. Moze juz wczesniej go zabilas? Albo nie urodzilas sie tak dawno, jak Ci sie wydaje.]
Lain omija biurko. Ciagle posuwa sie do tylu.
-... nie...
[Gdzie sa dokumenty Twoich narodzin? Kto zna ich date?]
-... przestan...
[Kto ma chocby pojedyncze wspomnienie o Tobie? Gdzie jest Twoj ojciec? Gdzie sa ludzie, o ktorych tak rozmylasz? Gdzie sa Twoi przyjaciele?]
Z przerazeniem wymalowanym na twarzy - opiera sie o sciane.
-NIE!!!... przestan... ja to ja... jestem soba... to jedyna... rzeczywistosc...
Osuwa sie na ziemie. Kuli sie, zaciskajac w rekach starego Bike.
[Wspomnienie to jedynie zapis. Miejsce gdzie koncza sie jedynie Twoje mysli a zaczyna rzeczywistosc - oddziela bardzo cienka linia. Mysli i uczucia ograniczaja zachowania. Lain... kazdy moze ominac te bariere. Nawet jezeli zapomnisz nasza rozmowe - bedziesz wiedziala... Ty i ja jestesmy... jak dlugo tworze ten swiat takim, jakim ja go chce...]

Przez okno wpadaja promienie sloneczne. Oswietlaja caly pokoj. Lain lezy w lozku, az dociera do niej swiatlo. Budzi sie z krzykiem.
-... tylko sen... dzieki Bogu...
Przypomina sobie, ze zabawka miala eksplodowac.
-Bike!
Szybko schodzi z lozka i biegnie do biurka. Na widok lezacego nan ciagle przewiazanego wstazka Bike, oddycha z ulga. Przytula maskotke do siebie.
-Tak sie ciesze, ze ten koszmar juz sie skonczyl.
Nagle czuje pod stopa cos drobnego. Przesuwa noge na bok. Na ziemi lezy metalowy dzwoneczek...

A broken bell. I couldn't figure out, why it was there.
I remembered a terrifying dream, but none of the details.
I didn't want to think about it, so I buried it under the swings out in the backyard.
No one will ever know...
If no one knows, it can be the same as if it never happened at all.
So I'm secretly rewriting my memories.
I've buried that scary dream.
Because it never happened.

normalny : :
gru 21 2002 niechec do robienia czegokoleik - pierwsza...
Komentarze: 7

Jak mi sie nie chce nic robic... zmuszam sie nawet do napisania tej notki. Znam takie 'nicnierobienie'. Rozpoczyna sie od niecheci do robienia czegokolwiek. Potem swiat traci barwy, staja sie one wyblakle - az pozostana jedynie odcienie szarosci. Co najciekawsze, nie towarzyszy temu zle samopoczucie. Pod koniec, pojawia sie absolutne zobojetnienie wobec wszystkiego. Mozna tak trwac dzien. Tydzien. Miesiac. A nawet i cale swoje zycie. Jestem w tym momencie gdzies w srodku drugiej fazy. Kiedys mozliwe, ze bym sie polozyl spac i zapadlbym sie w samego siebie. Ale nie teraz. To bylby wstyd. Nie pomoc samemu sobie? To nie moja historia. W koncu jestem sobie 'morzem, sterem i okretem'.

Pare dni temu, ktos calkiem niezle mnie znajacy, powiedzial iz 'moj problem' polga na tym, ze za bardzo zajmuje sie problemami innych, zapominajac o sobie. Ja? Slowa te spowodowaly, ze zaczalem sie zastanawiac nad tym, jaki ja tak wlasciwie jestem. Nie zebym nigdy nie zadal sobie tego pytania, ale teraz uderzylo jakos ze zdwojona sila. Na szczescie 'znam odpowiedzi na wszyskie pytania tego swiata' - wiem zatem jak odpowiedziec sobie i na to pytanie.

-O Wielki... Ty, ktory znasz wszystkie odpowiedzi - powiedz mi, prosze - jaki ja tak wlasciwie jestem?
[Zamiast sie zastanawiac nad tym, jaki jestes - powinienes sie poprostu zachowywac tak, jak czujesz w danym momencie. Pewnego dnia, bezposrednia odpowiedz znajdzie sie sama]
-Dzieki Ci... jak zwykle - nie zawiodlem sie na Tobie.

W ten oto sposob, powstala mysl odwiedzenia w najblizszych dniach jakiegos chrzescijanskiego przybytku (czyt: kosciola, a dokladniej bazyliki znajdujacej sie niedaleko mnie). Pojawiaja sie kolejne pytania... 'po co'... 'dlaczego'... itp. Ale odpowiedz na nie - kiedy indziej.

Cos mnie jeszcze zastanawia. Niech mi ktos wyjasni, dlaczego wszyscy tak namietnie wczoraj skladali sobie zyczenia, a nie dopiero za pare dni? Nie rozumiem tego.

normalny : :
gru 19 2002 nocna rozmowa o charakterze egzystencjalnym,...
Komentarze: 12

    Nie sadzilem, ze dzieki blogowi mozna sie zmienic. A jednak - mozna. I to dosc znacznie. W moim przypadku sa to wlasnie takie zmiany... chociaz nie zaliczylbym ich do rewolucyjnych (pomijajac 'ofiary'). Od pewnego czasu, zaobserwowalem rozklad - gnicie, tego co jeszcze calkiem niedawno byloby wrecz czyms, czym moglbym sie oszczycic.
    Od strony 'technicznej'. W pewnym momencie zaczelo mi zalezec na ilosci odwiedzin, komentarzy i innych... zupelnie niepotrzebnych i nic nie znaczacych tak na dobra sprawe - drobiazgach. No coz - bez bicia sie przyznaje, ze przyjemnie jest miec swiadomosc srednio 100 odwiedzin dziennie i tego, ze notka zostanie skomentowana w ilosci ~15. Ale... wiele jest tych 'ale'. Nie wymienie z lenistwa i 'bo tak'.
    W pewnym sensie, blog faktycznie odwzorowuje zmiany jakie przez ten czas we mnie nastapily (w zasadzie - nie chodzi o 'wydzwiek emocjonalny' notek). I to uwazam za cos pozytywnego. Chce, by tak nadal pozotalo. Miedzy innymi wlasnie z tego powodu 'odrzucam' dotychczasowy (caaale 3tygodnie) wyglad bloga oraz np. zupelnie niepotrzebny licznik (wiem, ze ktos to czyta i tyle, nie zamierzam sie zastanawiac czy bedzie dzis odwiedzin 60 czy 160).Wracajac jednak do odwzorowywania przez blog mojego stanu psychicznego. Przeprowadzilem dzisiejszej nocy, niezwykle egzystencjalna rozmowe z jednym z moich najlepszych przyjaciol dot. tego, co chcemy dalej zrobic z zyciem. Nie jest to nasza pierwsza rozmowa tego typu i zapewne nie ostatnia - jednak jest definitywnie jedna z tych, ktore byly szczere az do bolu - ech... fakt, ze glownie dlatego ze bylem poprostu nawalony (pozostane na etapie samooszukiwania iz pisze bloga wylacznie dla siebie samego i tak naprawde, to Wy nie istniejecie i wcale tego nie przeczytacie). Licza sie jednak ostateczne wyniki.
    'People DON'T change over night' (Cruel Intentions, slowa te powiedziany byly tam zapewne nie po raz pierwszy, lecz wlasnie z tego filmu je zapamietalem) - chcialem powiedziec, ze sproboje zlamac ten 'flat fact', w ktory tak na marginesie mowiac - wierze, jednakze mowiac iz jedynie 'sproboje', bylbym nie fair wobec sibie samgo. Ja najzwyczajniej w swiecie, nie przewiduje innej mozliwosci.
    Wiem, ze wlasciwie nic procz tego, ze deklaruje pewna zmiane wszystkiego wokol mnie, nic nie wynika z tej notki. Ale tak pozostanie.

Poprostu... bedzie inaczej niz dotychczas.

PS. swoja droga ciekaw jestem, jak dlugo blogowisko utrzyma sie przy zyciu... wplacic... nie wplacic... oto jest pytanie...

normalny : :
gru 16 2002 sklamalem
Komentarze: 14

sklamalem... tak naprawde wcale nie chce byscie sie zmieniali... od zawsze zylem w swiecie gdzie czlowiek jest dokladnie takim, jakim go przedstawiam... nie znam miejsca, gdzie chociazby wiekszosc, byla naprawde wartosciowymi ludzmi... albo przynajmniej jakas nieduza czesc... sa to jedynie pojedyncze jednostki... kiedy jedna natrafi na druga - staraja sie juz siebie nie stracic... bo trudnym mogloby sie okazac ponowne odnalezienie... nie tesknie do spelnienia sie wizji... gdzie wszyscy przestrzegaliby takich naprawde podstawowych zasad ogolnie zgrupowanych pod szyldem szczerosci... ze wzgledu na to iz nie znam takiego swiata - a nie umiem i nie jestem przekonany czy jest mozliwe, tesknic za czyms, czego sie nigdy nie zaznalo... to tak jak z samotnoscia... nie wiemy, ze nam doskwiera dopoki nie poznamy co to oznacza dzielic z kims wlasne smutki i male zwyciestwa - a potem tego nie stracimy... tak na dobra sprawe... to niekiedy nawet mi odpowiada, swiadomosc iz ci 'ludzie' pomimo iz definitywnie przynaleza do tego samego gatunku co ja, nie sa jakby... w pelni rozwinieci... gdyz moge sie dzieki niej bardziej zdystansowac od wielu ich zachowan... sklamalem wiec... i to podwojnie... po raz pierwszy, poprzez oszustwo miedzy innymi siebie samego - probujac do Was 'dotrzec'... wbrew pozorom, wcale nie zamierzam zbawiac tego swiata - przez mysl mi to nawet nie przeszlo... po raz drugi natomiast, gdy... no jednostki - domyslcie sie...

normalny : :
gru 15 2002 propozycja
Komentarze: 18

w dniu dzisiejszym - proponuje wszystkim zagranie w niezwykle wciagajaca gre strategiczno-taktyczna... niezwykle popularna w kregach mlodych ludzi...

'chora zabawa w cierpienie'... zasady gry sa proste... chociaz uczestnikom wydaja sie niezwykle skomplikowane... potrzeba conajmniej dwoch osob... zadaniem jednej z nich, jest wyszukiwnie jak najbardziej autodestrukcyjnego i irracjonalnego wyjscia - ktore to ma niby rozwiazac wszystkie problemy - z wlasnej 'beznadziejnej sytuacji'... pozostale osoby moga albo zadzialac niczym niezbedny do dalszej zabawy - katalizator... albo tez przerwac reakcje... w pierwszym wypadku, mamy do wyboru... popierac zaprezentowane pomysly...  starac sie samemu, wyszukac jeszcze bardziej destruktywne rozwiazania... albo tez zrobic najgorsza z mozliwych rzeczy... zaczac wspolczuc i z takim oto niezwykle emocjonalnym podejsciem do tematu, probowac pomoc... drugie wyjscie - polegajace na przerwaniu rekacji... to przemowienie do rozsadku 'dramaturgona'... nie uzywanie pieknych slow, ledwo muskajacych zaprezentowana glupote, wrecz ja usprawiedliwiajacych - lecz powiedzenie wprost, ze jest to sposob rozumowania idioty...

dodatek a... przykladowe wytyczne, przydatne dramaturgonowi...
-to TY jestes najwiekszym cierpiennikiem tego swiata... ale wszystkim wokol, mow iz zdajesz sobie sprawe, ze istnieja cierpiacy bardziej od Ciebie...
-cale Twoje cierpienie jest spowodowane tym, ze jestes niezwykle zlym czlowiekiem...
-gorzej juz byc nie moze... czesto podkreslaj, ze jeszcze nigdy nie byles w tak ciezkiej sytuacji...
-zadawaj pytania, na ktore nikt nie zna odpowiedzi i dobrze o tym wiesz... jednoczesnie jednak, oczekuj ze ktos Ci na nie odpowie...
-Twoim celem, jest bycie szczesliwym... na pytanie, kiedy ostatnim razem byles szczesliwy - podawaj jakas niezwykle odlegla date... ew. aby dodac szczypty dramaturgii, mow ze nigdy nie poznales co to jest prawdziwe szczescie...
-twierdz, ze nie umiesz xxx... pod miejsce 'xxx' - wstaw cos dramatycznego... a'la 'kochac'...
-zatracaj sie w sobie... wolbrzymiaj... tragizuj... szukaj dziury w calym... mow, ze zyjesz jedynie dzieki xxx (w miejsce 'xxx' - wstaw cos, co wiesz ze jest niezwykle nietrwale, zaraz runie i bedziesz mogl miec zal do kogos i do siebie jednoczesnie)...
-i najwazniejsze... wszystko interpretuj na swoj wlasny, pelen zalu i cierpienia - sposob...

dodatek b... przykladowe wytyczne, przydatne katalizatorowi...
-zawsze kieruj sie emocjami... nigdy nie badz obiektywny...
-usprawiedliwiaj wszelkie autodestrukcyjne poczynania dramaturgona...
-twierdz, ze jestes realista i mow pieknymi slowkami oraz staraj sie utrzymac magiczna mgielke cierpiennictwa...
-podejmuj wszelkie 'gry' cierpiennika... zgadzaj sie z kazda nadinterpretacja, jakiej tamten dokona...
-blagaj na kolanach dramaturgona, by tego nie robil - gdy powie, ze zamierza: uciec z domu, popelnic samobojstwo, zabic kogos - kto go rani, zrobic cos destruktywnego zwiazanego z polepszeniem swojego samopoczucia...
-obiecuj rzeczy, ktore nie zaleza od Ciebie...
-pamietaj zasade: 'nie licza sie prawdziwe intencje, lecz czyny'...

dodatek c... przykladowe wytyczne, przydatne realiscie...
-'pierdolisz'...

normalny : :