Najnowsze wpisy, strona 42


lis 04 2002 whoami
Komentarze: 10

zadano mi pytanie... "kim jestes"... nie umialem na nie odpowiedziec, tak jak oczekiwal moj rozmowca... uwazam, ze jestem istnieniem zdolnym do samookreslenia - swiadomym swojego jestestwa... jako cynik i realista uwazam to za prawidlowa i wyczerpujaca odpowiedz... ale tak naprawde, chcialbym byc kims wiecej... oczywiscie - dla siebie i dla mojego otoczenia "kims" tam jestem... ale to tylko "odczucie spoleczne"... czyli tak na dobra sprawe... jestem nikim... dobrze jest sobie zdawac sprawe z tego, ze dla historii wszechswiata - nic nie znacze... znacznie latwiej jest wtedy nie dramatyzowac nad swoim losem i najzwyczajniej zajac sie swoimi sprawami z tym "cudownym dystansem"... swoja droga - znam pare osob, ktorym rowniez przydalaby sie takowa swiadomosc... (nie - nie mam dola)

"pewnego zupelnie zwyczajnego dnia, w zupelnie zwyczajnym miescie, na zupelnie zwyczajej ulicy, w zupelnie zwyczajnym domu, w zupelnie zwyczajnej rodzinie - urodzil sie zupelnie zwyczajny czlowiek... i pewnego rownie zwyczajnego dnia, zwyczajnie umrze..." - historyjka przywolana z pamieci, pochodzaca z podrecznika do jezyka polskigo dla klasy piatej szkoly podstawowej...

normalny : :
lis 03 2002 coca-cola
Komentarze: 14

"poczuj magie swiat"... czy wiecie, po czym poznaje, ze zblizaja sie swieta... nie -jeszcze nie wiecie, ale juz sie domyslacie... otoz odkad pamietam, oznaka zblizajacych sie swiat - jest dla mnie pojawienie sie w telewizji reklamy czerwonych ciezarowek coca-coli, przejezdzajacych przez jakies male miasteczko, niczym ze snu (swoja droga - przez moje miasto jeszcze nigdy nie przejechaly... i zastanawia mnie, ktora droga krajowa sie poruszaja)... ale tuz przed reklamami pojawiaja sie swiateczne butelki coca-coli... ciekaw jestem, czy przygladaliscie sie kiedys mikolajowi z etykiey coli... zberezny spasluch joopiacy sie na male, bezbronne dzieci - trzymajacy w reku cos co moznaby potraktowac za "slodycz"... no nic... pepsi ma reniego a cola mikolaja... osobiscie wole pepsi... ale z drugiej strony - cola mnie szybciej rozbudza... juz zaczynam czuc klimaty swiat bozego narodzenia (zgnoje je kiedy indziej)... poki co - ciesze sie "powszechnie znana" informacja... bede mial psa... (przypomnialem sobie, ze gdzies na blogach czytalem cos podobnego - lecz calkowicie odcinam sie od kopiowania czyich mysli, poprostu mamusia postawila mi przed nosem dwulitrowa cole i jakos tak mi sie zebralo na napisanie notki)

normalny : :
lis 03 2002 moralnosc
Komentarze: 16

pieprze moralnosc... do tej pory traktowalem moralnosc jak... jak cos, co siedzi bardzo gleboko w nas samych i wlasnie dzieki temu wiemy, ze np. nie wolno zabic drugiego czlowieka - gdyz jest to zle... czyli moralnosc jest zgodna z nasza wolna wola, przekonaniami i odczuciami wobec jakiejs sytuacji... dowiedzialem sie, ze mam mylne pojecie na ten temat (wyjasnila mi to taka pewna mila pani, nieumiejaca powiedziec komus prosto w twarz niczego nieprzyjemnego)... moralnosc jest zbiorem norm, zasad i idealow pochodzacych z danej epoki... lecz nie musi byc ona zgodna z nasza wolna wola... czyn moralnym -jest czynm moralnym, jeynie wtedy, gdy realizuje jednoczesnie jakas zasade moralna i odczucie wolnej woli... czyli jest to kolejne zaklamanie... jeszcze wieksze niz pozostale... tym bowiem razem, klamia juz praktycznie wszyscy - bo ktoz, chociaz raz nie zrobil czegos, tylko dlatego bo "tak trzeba"... moralnosc ma na celu nie doprowadzenie do anarchii... i w zasadzie to chyba wszystko... do tej pory traktowalem moralnosc jak... jak cos wielkiego i wspanialego... od tej pory mam do niej inny stosunek... pieprze moralnosc... (co nie oznacza, ze zaczne ze swojego okna zrzucac na ludzi koktajl molotowa)

normalny : :
paź 31 2002 pazdziernik
Komentarze: 9

nieraz stoje... patrze...
i starczy...
nieraz zaciskam zeby...
i cisza...
czasem ja placze...
i spokoj...
nieraz piescia w sciane bije... w mojej wyobrazni...
ale czesto biegne... siedze... oddycham... patrze..
ide ale nie cieszy mnie juz list ani wiersz...
raz cieszy mnie... wiem prawie wszystko... a w tym, ze nic nie trzeba wiedziec...
coraz mocniej chce drewniana chate w gorach - dom moj - zalozyc, lub nawet w miescie...
glosniki w katach postawie...
ksiazki pod sciana uloze...
wreszcie...
przestrzen...
tak sie objawi dla mnie... zwienczenie...
nieraz stoje patrze...
i starczy...
czasem ja placze...
i spokoj...
nieraz rodze sie...
cisza...

Stare Siolo - Szept, Droga

konczy sie kolejny miesiac mojego zycia... rozpoczynalem go w wielkim zalu i smutku... koncze... bogaty o wiele nowych doswiadczen... chcialbym, by ten miesiac stal sie jakims przelomem... wieokrotnie obiecywalem sobie, ze pewnego dnia sie poprostu obudze i zaczne "naprawde zyc"... nigdy nie spelnilem tej obietnicy... ludzie nie zmieniaja sie z dnia na dzien... tym razem, nie bedzie to takie nagle zerwanie sie z lozka, w ktorym spie juz tak dlugo... powoli otwieram oczy, od jakiegos blizej nieokreslonego czasu... juz chyba nadeszla ta chwila, kiedy moj swiat zmierzy sie z najprawdziwsza z prawdziwych rzeczywistosci... do tej pory, to bylo jedynie niczym niedzielne wypady ze wsi na miasto... teraz, postaram sie przeniesc do samego jego centrum... nie - to nie nadzieja... zastanawialem sie nad sensem zycia... jako takiego - zycie szczerze mowiac, to sensu nie ma... ale zdaje mi sie, ze kazdy moze sobie sam znalesc taki swoj wlasny sens... z czasem ten sens moze ewoluowac - zmieniac sie w cos innego... ale to zawsze o jeden powod do zycia wiecej... niekiedy - jedyny powod... sensem nazywam to, co moze np. sprawiac przyjemnosc czy tez cos, do czego dazymy a potem chcemy to utrzymac... coz to jest moim sensem... jezeli sie nie domyslacie - to zatrzymam to dla siebie samego... az cisna mi sie na usta slowa... "pierwszy dzien reszty mojego zycia"...

normalny : :
paź 31 2002 "trudno"
Komentarze: 10

wiecie - wszystko sie kiedys konczy... raz tak samo nagle, jak sie rozpoczelo - a kiedy indziej przeczuwa sie, ze to koniec jeszcze na dlugo nim on sam nastanie... koniec zawsze oznacza jakies zmiany... podobniez wszystkie zmiany sa dobre... chcialbym, zeby tak bylo... nienawidze pozegnan... tak samo zreszta, jak rzucania slow na wiatr... odzywa sie we mnie idealista sprzed kilku miesiecy... zabilismy go... nieumyslnie... no wlasnie... "zabilismy"... bylo wiec to na w pol samobojstwo... nienawidze teraz prawie dokladnie wszystkiego co on kiedys kochal... ale milosc - ktora poznalem tak niedawno - umie sprawic tak wiele bolu... wiec moze lepiej jest juz nie kochac... nie wiem... zyje dzis zupelnie inna ideologia niz przez cale swoje zycie... kiedys wszystko znosilem w ciszy, nie skarzac sie... dzis - wrzeszcze i walcze... nie chce robic z siebie ofiary... juz nigdy wiecej nie stane sie ofiara... po stokroc mocniej wole byc drapieznikiem... nie zamierzam jednak popasc "fanatyzm"... ucze sie, gdzie sa polozone granice - po obydwu stronach... tak jest o wiele latwiej... odkrylem cos... istnieje taka milosc, ktora potrafi niszczyc zamiast budowac... kropelki deszczu... jakze wiele razy slyszalem te metafore... idac przez miast na spotkanie przeznaczenia, powiedzialem kiedys... "nic nie jest wieczne, procz bolu po utraconym"... bede wiec wiecznie... to nie zal - to jedynie mysli...

normalny : :