Najnowsze wpisy


sie 20 2006 bajka*
Komentarze: 7
Byl sobie pewien ptaszek. Fruwal tak w te i we w te. Trafil razu pewnego pomiedzy nogi konia. Kon, coz - jak to kon. Nasral na ptaszka. Temu zrobilo sie tak przytulnie, cieplutko. Zaczal totez radosnie cwierkac. Wtenczas pojawil sie kot. Zlapal ptaszka za glowke. Wyciagnal z lajna. I zjadl.

Bajka powyzsza ma trzy pointy.

1. Jezeli ktos na ciebie nasral, nie musi to znaczyc ze jest twoim wrogiem.
2. Jezeli siedzisz po uszy w gownie to nie klap dziobem, bo moze byc gorzej.
3. Nie kazdy kto cie wyciagnie z gowna jest twoim przyjacielem.


*zaslyszane jako opowiesc przekazywana przez ojca synowi
normalny : :
sie 14 2006 MIMUW
Komentarze: 5
21 grudnia 05' rozpoczal sie faktyczny etap mojej rekrutacji w sferze szkolnictwa wyzszego. Zakonczyl sie 10 sierpnia roku biezacego. Po dokladnie 232 dniach.

Zaliczylem w tym czasie 8 powazniejszych egzaminow [w tym mature]; ponadto wyrobilem sie w maturalnej klasie na srednia 5.2.

Dostalem sie na wszystkie uczelnie na ktore zlozylem papiery [sztuk: 4].

Po wspomnianych 232 dniach stanalem przed [ciezkim] ostatecznym wyborem. Dzieki wynikom egzaminow mialem alternatywe oparta o os Anglia-Polska. Mianowicie: inzynieria oprogramowania na Uni of Birmingham lub matematyka na UW.



Paradoksalnie wybralem UW.



Jestem z siebie dumny, gdyz ciezko zapracowalem na dwie tak swietne opcje.
Jednoczesnie chyba nigdy w zyciu nie podjalem tak swiadomej decyzji [jakze waznej].


BIM BAM BOM SKURWYSYNU!
normalny : :
gru 05 2005 entropia
Komentarze: 6

Siedzialem o jakiejs abstrakcyjnej porze przed ekranem, tak jak wtedy - kiedys temu. Przez chwile mialem wrazenie niczym bym przezywal w tej bardzo owej chwili faux pas albo jakies inne francuzczyzmy. Wyjrzalem za okno, upewniajac sie ze entropia jest juz bardzo wysoko na firmamencie. Jak zwykle o tej porze `nadzieja palaca` sprawila mi psikusa, obierajac za cel udowodnienie mi ze nic nie jest takim jak sie wydaje. W sposob jednakze inny od dotychczasowo sie jej o tej porze zdarzajacego. Ni to pod wplywem chemii, ni silnie emocjonalnych wydarzen. Ot, tak po prostu - rzeczywistosc postanowila mi czegos dowiesc. I zapewne gdyby nie fakt niedookreslonosci calej sytuacji, dowiodlaby tego niechybnie. Niedefiniowalnosc jednakze otoczyla mnie nieprzenikniona bariera. Z definicji: nieprzenikalnej dla rzeczywistosci. W ten niebywale genialny sposob oderwalem sie od otaczajacego swiata. Wszystko stalo sie idea nie posiadajaca swego ziszczenia. Krzeslo przestalo byc krzeslem a stalo sie produktem. Dywan projektem. Biurko tworzywem. I nawet ta wiecznie wyplywajaca z glosnikow muzyka przeinaczyla sie w bardziej niz muzyke to mysl o niej. Bardzo stan mi ten odpowiadal, gdyz obawa przed nie wyspaniem z powodu ledwie czterech godzin i dziesieciu minut snu zmienila sie w jedynie w czysta algebre. Wszystko przestawalo byc i stalo sie niczym, tak bardzo nieopisanym iz wrecz rozwazac zaczelo absolutna dezintegracje. Raz jeszcze sprawdzilem stan rzeczy za oknem, ktore w chwile po tym stalo sie zwyczajnym wyrobem. Entropia osiagnela zenit. To dobry moment na zatopienie sie w swiadomej-nieswiadomosci. Gdy entropia  przestanie gorowac, rzeczywistosc znow sproboje mi czegos dowiesc - zastajac mnie jednak w stanie nieswiadomym, zapewne zrezygnuje.

Dobranoc.

normalny : :
sie 12 2004 a tak generalnie to...
Komentarze: 13

...CHUJ WAM W DUPE

[kocham popisy oratorskie]

normalny : :
sie 09 2004 sznurowki
Komentarze: 4

Rzeczywistosc stawala sie dla mnie coraz twardsza. Jak by miala naprawde dobry wzwod. Pisanie zyczen urodzinowych nowopoznanemu przyjacielowi, nieomal o polnocy, zaliczam do czynnosci zbytecznych. Niemniej Kobieta chwile po umieszczeniu inskrypcji na kartce, postanowila owe dzielo za pomoca mej osoby - wyslac.

Pocztowka. Utwardzony kawalek papieru, oplatajacy ksztaltem grafike znajdujaca sie na froncie. W tym wypadku grafika byl rysunek pogladowy opakowania prezentu. Kartka zatem bez wiekszych niespodzianek zaginala sie zgodnie z odwzorowaniem trojwymiarowego przedmiotu na dwuwymiarowej przestrzeni. Jedynymi, bynajmniej chcianymi, dodatkami - byly zagiecia autrstwa torebki w ktorej owa celuloza kilka kwadransow temu sie znajdowala.

- Pieprzeni fenicjanie. - pomyslalem. - Gdyby nie oni, prawdopodobnie do dzis pismiennictwo byloby tak trudna umiejetnoscia, ze uczonoby sie go kilkanascie lat - a co za tym idzie - nie moznaby bylo wypelniac kartek urodzinowych.

Mylilem sie oczywiscie. Czy to przez fenicjan czy przez kogokolwiek innego, zapis mysli i tak zostalby kiedys sprowadzony do bardziej oczywistego, fonetycznego odwzorowania. Widocznie takie bylo moje przeznaczenie dzisiejszego wieczoru.

Wciagnalem zatem na siebie cieplejsza bluze oraz adidasy i wydostalem sie na zewnatrz. Nie dlatego, ze jestem pantoflarzem czy lubie spelniac bezsensowne kaprysy kobiet. Jak wspomnialem - to bylo moje przeznaczenie dzisiejszego wieczoru. Dymalem zatem o w pol do dwunastej wieczorem w kierunku calodobowego hipermarketu z agencja pocztowa u wrot i czerwonym pojemnikiem czesto mylonym z kontenerem na szklo.

Gesta mgla i drobny deszcz tak gesty, ze zdajacy sie wydostawac z pod ziemi, towarzyszyly mi w wedrowce. Niespodziewanie, cos sliskiego postanowilo odebrac pozostalosci mojej rownowagi. Kupa. Psia. Psia kupa. Kupa psia.

- Jaki jebany skurwysyn nasral na srodku tego pierdolonego zydomasonerskiego tworu spiskujacego z sila tarcia przeciwko memu zyciu! - wywrzeszczalem wylapujac rekoma rownowage z otaczajacej przestrzeni.

Udalo sie.

Spojrzalem w dol. To prawdopodobnie najwiekszy klocek tego skurwiela w jego zasranym zyciu. 399. Tyle kosztowaly mnie buty w tej chwili upaprane gownem az po sznurowki. 10. Tyle natomiast sekund minelo zanim zapanowalem nad soba i ruszylem z miejsca.

Wbrew obiegowej opinii, kupa nie zmniejsza tarcia. Poza pierwszym kontaktem materialu ze stolcem [oraz poza spiskami] - dziala on niczym tasiemiec samoprzylepny. Wydajac przy tym niemilosierne plaskanie.

*plask*plask*plask*plask*....

Hipermaket zatopiony byl w tej samej mgle i drobnym deszczu - co ja. Reflektory przecianly przestrzen wytwarzajac kilkunastumetrowe smugi swiatla. To nie bylo to samo miejsce w ktorym kazdego dnia o poranku starsze panie kupuja cieplutkie pieczywo. Zwazywszy na wszechciemnosc i niewielka widoczosc, bryla sklepu wygladala niczym zawieszona pomiedzy niczym a absolutnie niczym.

Zblizajac sie do miejsca przeznaczenia, wyciagnalem kartke z kieszeni. Byla pogieta jeszcze bardziej niz wczesniej. Pole danych osobowych adresata zostalo natomiast praktycznie zatarte przez sline i naudolne proby przyklejenia don znaczka.

- Ni chuja nie przejdzie. - podobno wielu ludzi rozmawia z samymi soba. Nie staram sie nawet odbiegac od tego stereotypu.

W dzisiejszych czasach trudno o dobrego rozmowce. Nie wymagam od takowych bystrosci umyslu. Nie wymagam obiektywnej oceny moich czynow. Nie wymagam moralizatorstwa, popisow elokwencji czy nawet wspolnego jezyka. W zasadzie nie lubie, gdy moi rozmowcy w ogole sie odzywaja. Ja tez nie lubie zasypywac drugiej osoby masa zbednych dzwiekow, ktorych moglbym jej oszczedzic. Z moimi rozmowcami lubie milczec. Dobrze jest tak niekiedy pomilczec z innym czlowiekiem.

- No ni chuja nie przejdzie. - powtorzylem glosno poprzednia mysl. Geometria slotu skrzynki na listy nie byla w pelni zgodna z geometria pocztowki. Ktores z nich trzeba bylo przystosowac do otaczajacej rzeczywistosci. Wypadlo na tekturke.

Teraz weszla.

*plask*plask*plask*plask*....

Wracajac, przyszly mi na mysle pewne wnioski. Przeznaczenie miewa poczucie humoru, zwlaszcza bedac w druzynie z psia sraka.

normalny : :