Rzeczywistosc stawala sie dla mnie coraz twardsza. Jak by miala naprawde dobry wzwod. Pisanie zyczen urodzinowych nowopoznanemu przyjacielowi, nieomal o polnocy, zaliczam do czynnosci zbytecznych. Niemniej Kobieta chwile po umieszczeniu inskrypcji na kartce, postanowila owe dzielo za pomoca mej osoby - wyslac.
Pocztowka. Utwardzony kawalek papieru, oplatajacy ksztaltem grafike znajdujaca sie na froncie. W tym wypadku grafika byl rysunek pogladowy opakowania prezentu. Kartka zatem bez wiekszych niespodzianek zaginala sie zgodnie z odwzorowaniem trojwymiarowego przedmiotu na dwuwymiarowej przestrzeni. Jedynymi, bynajmniej chcianymi, dodatkami - byly zagiecia autrstwa torebki w ktorej owa celuloza kilka kwadransow temu sie znajdowala.
- Pieprzeni fenicjanie. - pomyslalem. - Gdyby nie oni, prawdopodobnie do dzis pismiennictwo byloby tak trudna umiejetnoscia, ze uczonoby sie go kilkanascie lat - a co za tym idzie - nie moznaby bylo wypelniac kartek urodzinowych.
Mylilem sie oczywiscie. Czy to przez fenicjan czy przez kogokolwiek innego, zapis mysli i tak zostalby kiedys sprowadzony do bardziej oczywistego, fonetycznego odwzorowania. Widocznie takie bylo moje przeznaczenie dzisiejszego wieczoru.
Wciagnalem zatem na siebie cieplejsza bluze oraz adidasy i wydostalem sie na zewnatrz. Nie dlatego, ze jestem pantoflarzem czy lubie spelniac bezsensowne kaprysy kobiet. Jak wspomnialem - to bylo moje przeznaczenie dzisiejszego wieczoru. Dymalem zatem o w pol do dwunastej wieczorem w kierunku calodobowego hipermarketu z agencja pocztowa u wrot i czerwonym pojemnikiem czesto mylonym z kontenerem na szklo.
Gesta mgla i drobny deszcz tak gesty, ze zdajacy sie wydostawac z pod ziemi, towarzyszyly mi w wedrowce. Niespodziewanie, cos sliskiego postanowilo odebrac pozostalosci mojej rownowagi. Kupa. Psia. Psia kupa. Kupa psia.
- Jaki jebany skurwysyn nasral na srodku tego pierdolonego zydomasonerskiego tworu spiskujacego z sila tarcia przeciwko memu zyciu! - wywrzeszczalem wylapujac rekoma rownowage z otaczajacej przestrzeni.
Udalo sie.
Spojrzalem w dol. To prawdopodobnie najwiekszy klocek tego skurwiela w jego zasranym zyciu. 399. Tyle kosztowaly mnie buty w tej chwili upaprane gownem az po sznurowki. 10. Tyle natomiast sekund minelo zanim zapanowalem nad soba i ruszylem z miejsca.
Wbrew obiegowej opinii, kupa nie zmniejsza tarcia. Poza pierwszym kontaktem materialu ze stolcem [oraz poza spiskami] - dziala on niczym tasiemiec samoprzylepny. Wydajac przy tym niemilosierne plaskanie.
*plask*plask*plask*plask*....
Hipermaket zatopiony byl w tej samej mgle i drobnym deszczu - co ja. Reflektory przecianly przestrzen wytwarzajac kilkunastumetrowe smugi swiatla. To nie bylo to samo miejsce w ktorym kazdego dnia o poranku starsze panie kupuja cieplutkie pieczywo. Zwazywszy na wszechciemnosc i niewielka widoczosc, bryla sklepu wygladala niczym zawieszona pomiedzy niczym a absolutnie niczym.
Zblizajac sie do miejsca przeznaczenia, wyciagnalem kartke z kieszeni. Byla pogieta jeszcze bardziej niz wczesniej. Pole danych osobowych adresata zostalo natomiast praktycznie zatarte przez sline i naudolne proby przyklejenia don znaczka.
- Ni chuja nie przejdzie. - podobno wielu ludzi rozmawia z samymi soba. Nie staram sie nawet odbiegac od tego stereotypu.
W dzisiejszych czasach trudno o dobrego rozmowce. Nie wymagam od takowych bystrosci umyslu. Nie wymagam obiektywnej oceny moich czynow. Nie wymagam moralizatorstwa, popisow elokwencji czy nawet wspolnego jezyka. W zasadzie nie lubie, gdy moi rozmowcy w ogole sie odzywaja. Ja tez nie lubie zasypywac drugiej osoby masa zbednych dzwiekow, ktorych moglbym jej oszczedzic. Z moimi rozmowcami lubie milczec. Dobrze jest tak niekiedy pomilczec z innym czlowiekiem.
- No ni chuja nie przejdzie. - powtorzylem glosno poprzednia mysl. Geometria slotu skrzynki na listy nie byla w pelni zgodna z geometria pocztowki. Ktores z nich trzeba bylo przystosowac do otaczajacej rzeczywistosci. Wypadlo na tekturke.
Teraz weszla.
*plask*plask*plask*plask*....
Wracajac, przyszly mi na mysle pewne wnioski. Przeznaczenie miewa poczucie humoru, zwlaszcza bedac w druzynie z psia sraka.