Komentarze: 7
Jak mi sie nie chce nic robic... zmuszam sie nawet do napisania tej notki. Znam takie 'nicnierobienie'. Rozpoczyna sie od niecheci do robienia czegokolwiek. Potem swiat traci barwy, staja sie one wyblakle - az pozostana jedynie odcienie szarosci. Co najciekawsze, nie towarzyszy temu zle samopoczucie. Pod koniec, pojawia sie absolutne zobojetnienie wobec wszystkiego. Mozna tak trwac dzien. Tydzien. Miesiac. A nawet i cale swoje zycie. Jestem w tym momencie gdzies w srodku drugiej fazy. Kiedys mozliwe, ze bym sie polozyl spac i zapadlbym sie w samego siebie. Ale nie teraz. To bylby wstyd. Nie pomoc samemu sobie? To nie moja historia. W koncu jestem sobie 'morzem, sterem i okretem'.
Pare dni temu, ktos calkiem niezle mnie znajacy, powiedzial iz 'moj problem' polga na tym, ze za bardzo zajmuje sie problemami innych, zapominajac o sobie. Ja? Slowa te spowodowaly, ze zaczalem sie zastanawiac nad tym, jaki ja tak wlasciwie jestem. Nie zebym nigdy nie zadal sobie tego pytania, ale teraz uderzylo jakos ze zdwojona sila. Na szczescie 'znam odpowiedzi na wszyskie pytania tego swiata' - wiem zatem jak odpowiedziec sobie i na to pytanie.
-O Wielki... Ty, ktory znasz wszystkie odpowiedzi - powiedz mi, prosze - jaki ja tak wlasciwie jestem?
[Zamiast sie zastanawiac nad tym, jaki jestes - powinienes sie poprostu zachowywac tak, jak czujesz w danym momencie. Pewnego dnia, bezposrednia odpowiedz znajdzie sie sama]
-Dzieki Ci... jak zwykle - nie zawiodlem sie na Tobie.
W ten oto sposob, powstala mysl odwiedzenia w najblizszych dniach jakiegos chrzescijanskiego przybytku (czyt: kosciola, a dokladniej bazyliki znajdujacej sie niedaleko mnie). Pojawiaja sie kolejne pytania... 'po co'... 'dlaczego'... itp. Ale odpowiedz na nie - kiedy indziej.
Cos mnie jeszcze zastanawia. Niech mi ktos wyjasni, dlaczego wszyscy tak namietnie wczoraj skladali sobie zyczenia, a nie dopiero za pare dni? Nie rozumiem tego.