Komentarze: 4
jestem beztalenciem w robieniu "pierwszego kroku"... o ile zapoznanie sie z kims, kto mi sie podoba - jest dla mnie niezwykle latwe... o ile zauroczenie kogos moja osoba - jest dla mnie niezwykle latwe... o ile wypelnienie wspolnie spedzanego z tym kims, wolnego czasu - jest dla mnie niezwykle latwe... o tyle wyczucie chwili - kiedy moge zrobic nastepny krok - jest dla mnie niemalze niemozliwe... jestem wrecz przerazony tym, ze ten ktos moze mnie odepchnac... i nie probuje nawet... w piatek znow przydazyla sie podobna sytuacja... dziewczyna sama mnie zaprosila do miejsca gdzie spedza bardzo duzo czasu i zna wszystkich... potem - juz po "spotkaniu" - gdy grupa (czyli kilka dziewczyn i ja) odprowadzalismy po kolei wszystkich do domow - ona szla tak, bym byl przy niej... na placyku zabaw, do ktorego w miedzyczasie dotarlismy - hustalismy sie a reszta nawet nam nie przeszkadzala... pod koniec - gdy zostalismy juz tylko ona, ja i jeszcze jedna dziewczyna - tamta szybko zbiegla, bysmy byli sam na sam... i jeszcze pod jej domem - stalismy chwile, a ona powiedziala - ze nie chce jej sie wracac do domu, mimo ze ma do przejscia tylko kilka metrow... a ja nic nie zrobilem... dala mi chyba tuzin sytuacji do umowienia sie na kolejne spotkanie czy tez do zwyklego pocalowania jej - a ja nic... mieszkamy praktycznie obok siebie - ona wyraznie daje mi do zrozumienia, ze "jest mi przychylna" - a ja nie jestem w stanie wykorzystac zadnej sytuacji... coz - staram sie uczyc na bledach, postaram sie nastepnym razem cos zdzialac... nie jestem ani niesmialy, ani tez fajtlapowaty - i na dodatek wiem, jak powinno sie "rozgrywac" wszelkie takie sytuacje... wiec czemu, gdy przychodzi "co do czego" - stoje jak wryty w ziemie i nic nie robie... tak - definitywnie, nastepnym razem przezwycieze siebie samego...