Komentarze: 15
Podniosl agrafke i poszedl w pizdu - wyrzucajac stara, pochlapana krwia zyletke i obiecujac, ze jeszcze kiedys ja odnajdzie. Jasssne.
Przyprowadzil suczke do domu i po odczekaniu szescdziesieciu siedmiu godzin - dal jej w malutkiej miseczce wody wymieszanej z sucha karma. Pies zaaklimatyzowal sie dosyc szybko, pomimo iz zrec dostawal nader rzadko - najczesciej w momencie kiedy juz zdychal z glodu.
Pewnego dnia musial wyprowadzic ja na spacer, bo sie wreszcie odcedzila i wybiegala jak glupia.
Zszedl pod swoj blok prowadzac ja uwiazana na trzydziestocentymetrowej smyczy - jego oczy blyszczaly jak dwa wegielki. Kazal jej biegac. Ciekawostka bylo, ze fizycznie bylo to niemozliwe - gdyz co przygotowywala sie do przyspieszenie kroku - czula na karku przerazliwie obcisla kolczatke.
Zrozumial swoj blad i spuscil ja w kierunku zieleni. Ta natychmiast skierowala swoje radosne kroki wprost na przemily jej oczom widok.
[Nie lubisz mnie. Nie chcesz ze mna przebywac.] - rzucil jej na odchodne. Suczka uslyszala skomlenie i pomimo tego, ze nie zalatwila swoich potrzeb fizjologicznych, wrocila do znalazcy agrafki. Bylo tak za kazdym razem, kiedy podczas spaceru spuszczal ja ze smyczy by sie wreszcie zalatwila - robil wyrzuty, ze oddala sie od niego.
Az pewnego dnia, pecherz suczki eksplodowal i musial sobie poszukac innego zwierzatka do zameczenia