Komentarze: 17
Ona: 'Nie jestes moim synem. I pamietaj, zlo zawsze wraca do czlowieka - ze zdwojona sila.'
Ja: 'W takim razie, w Ciebie powinien sie juz dawno wbic sztylet.'
Klotnie z moja matka osiagnely absolutne apogeum. Bez jakichkolwiek zasad. Ona mowi to na co tylko sobie chce pozwolic - a ja... a ja zawsze sie w to wciagam i sprawiam, ze ta obca mi kobieta nienawidzi mnie jeszcze bardziej.
Tak... dzisiejszy dzien zaliczam definitywnie do niezwykle udanych. Najpierw po miesiecznej nieobecnosci w szkole - prostacka klasowka z angielskiego - az sie zdziwilem, ze pamietalem te wszystkie czasy. No i moje pierwsze w zyciu wypracowanie - ucze sie tego jezyka od blisko dziesieciu lat (przy czym umiem malo, jak na taki okres nauki wg. mnie) - i dopiero dzis zaliczylem swoje pierwsze w zyciu wypracowanie. Tuz po ekscytujacych przezyciach u profesor M. - przyszedl czas na informatyke. Jako ze humor mi nie dopisywal a nauczyciel kazal mi pisac kolejna klasowke (ktora juz pisalem nawiasem mowiac, ale co tam) - to zaczalem ja pisc majac za podkladke dziennik naszej klasy (nie darowalbym sobie wprost rzucenia jakims arcydzielem na okladce dziennika).
Nastepnie, wolna godzina meczenia sprzetu szkolnego za 50tys pln (obydwu [?] profesorow na raz: 'NIE DOTYKAJ TEGO!') i krotka rozmowa z Julia, ktora byla ciekawa tyle o ile, ze dowiedzialem sie o niej kolejnej nowej rzeczy.
Coz tam dalej wydarzylo sie tak interesujacego... ach, tak - bliskie spotkanie z nadlatujaca w moim kierunku z predkoscia swiatla piescia - 190centymetrowych 150kilogramow zywej tkanki miesniowej. I tak ze 67 razy (moze troche mniej, w polowie stracilem rachube i przestalem liczyc). Nastepnie sila rzeczy, czekala mnie utrata litra krwi (szczerze mowiac, zawsze chcialem pomalowac sciany w swoim pokoju ludzka krwia) - pierwotnie zamierzalem udekorowac nia taka starsza pania w kiosku ruchu, co to jej strasznie nielubie - ale plany me spelzly na panewce i farba zmarnowala sie na sniegu (widzieliscie kiedys krew na sniegu? naprawde piekny widok).
Kiedy to juz opanowalem krwawienie - zostalem odprowadzony do domu przez tzw. 'dominujaca ekipe klasowa'. Ba, zostalem podprowadzony doslownie pod drzwi.
Ok... teraz ta ciezsza czesc dnia. Moja koffana mamusia oczywiscie zaczela dramatyzowac - wiec ochlapujac ja niechcacy krwia, poinformowalem ja by wsadzila sobie gdzies swoje zaklamane i bezwartsciowe wspolczucie. Dalej bylo pozbywanie sie nadmiaru krwi z ubrania (Tomek - spox, zachowam jako flage naszej sekty) tudziez jej wypluwania (no, drugi litr poszedl sie w dupe jebac - ile to tego w czlowieku jest? 4? 5? - co tam, podobniez i tak mialem zawsze genialne wyniki, teraz je troche oslabie).
(w tym miejscu mniej-wiecej wrzucilem notke)
Blah blah blah ostry dyzur blah blah blah przeswietlenie blah blah blah i inne pierdoly blah blah blah i z powrotem w domu.
Wlaczylem najglosniej jak to mozliwe (nie ma to jak porzadne glosniki z subwooferem) ulubiona playliste zrobilem przy sobie pare innych rzeczy do ktorych bylem zmuszony i... poszedlem spac. Potem wstalem. Znow poszedlem spac. Wstalem... spalem... wstalem... i tak na zmiane. Muzyka ciagle grala a moja matka siedziala gdzies w innym pokoju wrzeszczac na mnie, jaki to ja jestem evil (prawda? - moglem wyzbyc sie pozostalej mi krwi).
Tutaj luka w pamieci.
Tutaj w zasadzie tez.
Zadzwonil do mnie Tomek (szok). Myslalem, ze z krzesla spadne. Jeszcze troche a naprawde uwierze, ze slowa: 'co to za szopka' byly przesiakniete jego umartwieniem sie nad moim losem (przyznaj sie - kto Cie zmusil). Niestety, dobijal mnie akurat szkielet w lochach Vivek i musialem ratowac dupe - wiec udawalem, ze wcale nie chce mi sie z nikim rozmawiac i ze jak zwykle 'dam sobie rade sam' (tak wlasciwie, to zachowalem sie jak Klopka - tylko ze ona by sie poddala i pozwolila Tomkowi mowic... swoja droga Tomek - taka jest sprawa, ze ja Cie bardziej jako rywala w jakis sposob traktuje, niz kogos kto by mi mogl jakkolwiek pomoc).
Zjadlem pizze wegetarianska. I znow luka w pamieci.
Wszedlem w koncu na siec i odebralem przy okazji info, ze moj mozg to gowno niezdolne do myslenia (uznam, ze byl to osobliwy przejaw mysli o tym, bym sobie nic nie zrobil ;) a potem... zdarzylo mi sie trafic na Kasie. Wyszlo na to, ze obydwoje mamy spierdolony dzien (ale Ty masz wiecej krwi) oraz na to, ze standardowo juz 'jestem zalosnym przyjacielem'. Nie lubie nie byc w stanie pomoc komus, kto niemalze mnie o to prosi. 'Zdupilem'. Po krotkiej (niestety) rozmowie, po ktorej mialem wrazenie, ze Ona ma zal do mnie ze nie moge jej teraz jakkolwiek pomoc - zadzwonilem do niej (przy okazji zblizylem sie do limitu rachunku telefonicznego... moze byc ciekawie).
Odebrala Ona. Niestety - nie moglismy dluezj pogadac. Ale uslyszalem za to - po raz pierwszy z jej ust, nie 'ja Ciebie tez' tylko pelnoprawde i oficjalne: 'kocham Cie'. Czy to mi sie tak wydalo, czy jej glos stal sie na moment wypowiadania tych cudownych slow - tak delikatny i subtelny, niczym balsam na rany duszy?
Ale ze jestem popierdolonym egoista - nie darowalbym sobie obliczenia, ile 'tego' moge w tym momencie kupic. W zasadzie starczy mi na 'ruletke'. Przezyje - bede zyl, nie przezyje - udupi mnie. W zwiazku z tym - info dla moich dwoch dlooznikow (tak wlasciwie to ja im wienien jestem) - niestety, ale nie dostaniecie w najblizszym czasie swojej forsy (Ty ehh - masz prawo sie na mnie wkurwic w tym momencie ............. ok - juz starczy, nie podniecaj sie az tak bardzo i tak by Cie Siora [pozdrowienia dla Niej, w koncu ona tez nie lubi czarnych - co nie?] z forsy szybko skroila).
I na koniec - zmartwie wazniaka. 'Tego wielkiego' nie kopne w dupe, bo mnie wprost do piekla maja podobniez wyslac. A tamtego w dupe nie bede kopal, bo mam z nim fajne uklady (w zasadzie zabija wszystkich, ktorych prosze zeby zabil).
I sklamalem...
...pluszakowi nic nie jest.
ps: widzieliscie kiedys futro z reniffera?