Archiwum 12 listopada 2002


lis 12 2002 umieranie
Komentarze: 13

zyje z dnia na dzien... nie potrafie snuc planow na okres dluzszy niz jedna doba... a jednak - gdzies gleboko we mnie, siedzi swiadomosc, ze zawsze jest jeszcze ten jeden, "nastepny dzien"... zastanawialo mnie... jak to jest - gdy straci sie poczucie, ze cale zycie jest jeszcze przede mna... o ile go wczesniej nie zechce zakonczyc... jak to jest umierac... powoli... dzien po dniu... wiedzac, ze wszystko juz zostalo powiedziane... wiedzac, ze smierc jest tak bardzo blisko... wyobrazam sobie ten lek... oraz niewiare, ze to jest prawdziwe... ze nie jest to jedynie koszmar senny... nie dopuszczanie do siebie wiadomosci, ze koniec jest tak bliski... oraz te chwilowe "olsnienia rzeczywistosci"...potworne uczucie... wrecz przerazajace... godzenie sie ze smiercia... patrzenie na wszystko wokol, niczym bylby to ostatni raz... i smutek... to chyba jednak przykre, widziec bawiace sie dzieci i myslec... "przeciez one jeszcze nic nie wiedza"... zagubienie... niepewnosc... poczucie bycia w klatce bez scian... potrzeba kogos bliskiego... kto odgoni wszelki lek i stworzy uczucie bezpieczenstwa... a gdy tej osoby nie ma... jakiz to koszmar... i wrzask... nieslyszalny wrzask do jakiejs niewidzialnej sily... krzyk o cofniecie czasu... moze nawet prosba o litosc, sprawiedliwosc... wspomnienia nabierajace nowego znaczenia... kazda chwila przezywana na nowo... kazdy moment zycia, nawet najkrotsza z przezytych sekund... wszystko takie samo a jednak zupelnie inne... oraz jedno z najgorszych uczuc jakie istnieja... niemoc... okrutna, bezlistosna, znienawidzona, niechciana... jest cos jeszcze... pozostalosc... pozostale do przezycia - zycie... oczekiwanie na smierc, tak realna i rzeczywista - jak nigdy dotad... ("a wszystko tak realnie dziejace sie w moim umysle...")

normalny : :