Archiwum październik 2002, strona 1


paź 27 2002 koffaniutcy
Komentarze: 19

"Ojeju - po co ja tak wlasciwie wogole pisze tego bloga? I tak nikt go nie komentuje. A przeciez robie to dla Was, drodzy czytacze. Och - bylem wczoraj takiej zajefajnej impresce! Bylo duzo muzyki, dobre piciu (Piccolo, Actimelki i Kubus) a punktem kulminacyjnym wieczoru byla wizyta... Teletubisi! Alez to byla ostra jazda bez tszymanki. Ale wszystko co fajne, szybko sie konczy. Wrocilem do domku cos okolo 19. A pan mamusia powiedzial, ze mam byc przed 18. No i sie poklucilismy. I jestem na niego bardzo, bardzo, bardzo zly. On niszczy moja psychike. Ale mamusia obiecal mi potem, ze jutro pujdziemy na zakupy do takiej nowej drogerii. Bedzie siuperowo. A w naszej szkole jest taka jedna fajna dziewczyna - Kasandra. No i ona ma chlopaka. No i go zdradza z takim jednym fajnym Tomkiem. No i oni sa dziwni. Jak tak mozna! Mogliby sie zachowywac jak normalni ludzie. Normalni ludzie nie robia takich rzeczy na przerwach jakie oni wyprafiaja. Ojejunciu jak juz sie pozno robi - a ja jeszcze nie lezakowalem. Wogole to mimo, ze jotro pojdziemy po szkole z mamusiem do tej drogerii - to mam zly homor. To pewnie depresja. Bede potrzebowal pomocy psychologa. A jak inni sie dowiedza? Moje zycie jest takie trudne i skomplikowane - nie wiem, jak sobie dam z tym wszystkim rade. Przemaluje jutro pokoj na jaskrawy zolty. Papusie moi koffani i duzo mnie komentujcie! Cmokaski!" ... blah...

normalny : :
paź 26 2002 nienawidze
Komentarze: 23

nadziei... nie miec racji... 18 lutego 1991... oraz paru innych dat i okresow... nie byc akceptowanym przez otoczenie... byc zle rozumianym... rozczulac sie nad soba... uczucia pustki i beznadziejnosci... zachowywac sie niczym hipokryta... nie byc wysluchiwanym... zycia... bezpodstawnego uzywania przemocy... byc oklamywanym... tracic bliskie mi osoby... byc zapominanym... wspomnien - wszystkich... otwierac sie przed kimkolwiek... byc ranionym - cierpiec... plakac... poczatkow czegokolwiek... nie panowac nad wlasnymi emocjami i uczuciami... zatracac dystans... nabierac zbyt wielkiego dystansu... leku... pragnac czegos, czego nie moge miec... niewiedzy... byc traktowanym z gory - lub jako "unikatowy okaz pochodzacy z muzeum"... ranic bliskich... nienawidzic... siebie samego... mysli, ze smierc jest jedynym rozwiazaniem... zyc z dnia na dzien... marzyc... gdy ktos ukazuje mi bledy w moim rozumowaniu - i ma racje... pozegnan... chaosu... nie umiec pomagac... swojej rodziny... braku czulosci... nie byc najlepszym... bycia uznawanym za gorszego... patrzec na cudze szczescie - gdy mi samemu jest zle... calej pop kultury... tlumaczenia sie... niejasnych sytuacji... idiotow... okazywac uczucia... przyznawac sie do wlasnych slabosci... samotnosci... zalowania mnie... naprawde wielu, wielu innych rzeczy...

normalny : :
paź 25 2002 samobojstwo
Komentarze: 18

jakie mam podejscie do samodzielnego odebrania sobie zycia... uwazam to za absolutne tchorzostwo... niedoszly samobojca uwaza smierc za... jedyne wyjscie z sytuacji, w ktorej sie obecnie znajduje... ominiecie trudow zycia... jakze upragniony odpoczynek... odejscie z miejsca, ktorym sie brzydzi... coz - musze przyznac, ze smierc naprawde zalatwia te wszystkie sprawy... jednak jak zawsze, jest jakies 'ale'... jezeli czlowiek jest juz na tyle zdesperowany, by targnac sie na wlasna samoswiadomosc, to rownie dobrze moze zrobic cokolwiek innego co by diametralnie zmienilo jego sytuacje... cokolwiek - oznacza doslownie wszystko, pomijamy zasady moralnosci czy tez wogole jakiekolwiek inne zasady... ewentualnie mozna poprostu zaczac naduzywac zycia... bo skoro juz sie go nie szanuje, to wolna droga do robienia wszelkich - nawet najbardziej ekstremalnych rzeczy... ryzykujcie wtedy zyciem, zasmakujcie nawet najwiekszego absurdu... tylo zawsze dawajcie sobie jakas minimalna chociaz szanse na przezycie... moze chociaz to stanie sie waszym powodem do zycia - pragnienie smierci... trzeba jeszcze tylko rozgraniczyc prawdziwa chec smierci od mysli samobojczych czy prob samobojczych... trzy zupelnie rozne tematy... mysli samobojcze moga byc jedynie sposobem na odreagowanie stresow - takim samym jak anoreksja, bulimia czy tez samookaleczanie... o samokontroli jako takiej - kiedy indziej - ale tutaj nalezy nadmienic, iz wszystkie te "dolegliwosci" sa chociaz po czesci spowodowane brakiem kontroli nad tym co dzieje z nami i wokol nas... chcemy wtedy kontrolowac chociaz jedna sfere naszego zycia... wyglad... potrzebe pozywienia... pokazywanie, ze tylko MY tak naprawde mozemy sie zranic i nikt inny... oraz to, kiedy umieramy - czyli calkowita kontrola nad soba samym... proby samobojcze natomiast sa najglosniejszym z mozliwych - krzykiem o pomoc... desperacja... prawdopodobnie ktos kto mowi, ze chce sie zabic - nie zrobi tego, natomiast ten kto naprawde chce sie zabic - poprostu to robi... sa to slowa niezwykle zaklamane - majace na celu usmiezenie sumienia spoleczenstwa, z powodu ignorancji wobec szeptow i krzykow cierpiacych... staram sie nie prosic ludzi, by nie popelniali samobojstwa, tak samo jak staram sie ich nie zalowac... co najwyzej wspolodczuwam, ofiaruje swoje wsparcie oraz wytlumaczenie, z jakich powodow odebranie sobie zycia (oprocz glupoty) jest niemalze zalosne... samobojcy to najwieksi z tchorzy - chociazby nie wiem co mowili i jak sie tlumaczyli...

normalny : :
paź 22 2002 bol
Komentarze: 32

nie znam cierpienia wiekszego ponad duszy rane...

normalny : :
paź 22 2002 smierc
Komentarze: 32

jak wyglada smierc... nie mowie o jej personifikacji... pytam sie - jak wyglada moment, chwila gdy umieramy... jak to jest umierac... ludzie chca wierzyc, ze po smierci czeka ich nastepne zycie... to malo istotne - gdzie... w piekle, w niebie czy tez w nastepnym wcieleniu... poprostu chca wierzyc... w cos na ksztalt zycia wiecznego... chca by tak bylo, gdyz nie sa w stanie wyobrazic sobie - jak to jest nie byc... sa przerazeni wizja tego, ze smierc jest koncem... tak poprostu i najzwyczajniej... koniec... przeczytalem gdzies - "Ciesze sie, ze nie wierze by bylo zycie po smierci... gdyz po co umierac, skoro tam rowniez mialbym odczuwac cierpienie"*... wiec jak wyglada umieranie... najpierw przestajesz widziec... nie nagle... powoli... jakbys tracil przytomnosc... slyszysz dochodzace cie ludzkie glosy... odpowiadasz im... a one coraz bardziej sie oddalaja... mowisz im - "Nie bojcie sie, nic mi nie jest - czy naprawde tego nie widzicie"... wydaje ci sie, ze nadal masz pelna wladze nad swoim cialem... dretwiejesz... tracisz powoli czucie... zdajesz sobie sprawe z tego, jakby wszystko przyspieszylo - tam... ale tutaj - zwolnilo... usypiasz... co pewien czas, masz jeszcze przeblyski swiadomosci... az w koncu przechodzisz w stan podobny z fazy NREM snu... tylko, ze juz nigdy sie nie budzisz... umierasz i tak naprawde nawet nie wiesz kiedy... tak samo jak z zasypianiem - to sie poprostu dzieje... bez naszej wiedzy... oto moja wizja smierci...

normalny : :