Archiwum 17 października 2002


paź 17 2002 slowa
Komentarze: 9

w Waszym Swiecie do slow podchodzi sie ze sporym dystansem a do zycia - bez niego... w Moim Swiecie jest na odwrot... do mojego wlasnego bytu podchodze z ogromnym dystansem, natomiast kazde slowo, ktore wypowiadam - wierze w nie calym soba (procz klamstwa, ale to inna historia)... jest to jeden z powodow, dla ktorych slogany pt."nie martw sie, wszystko bedzie dobrze" - sa dla mnie jednym z najwiekszych klamstw... moj sarkazm czy tez cynizm - praktycznie zawsze, chce cos takowym moim zachowaniem przekazac drugiej osobie... zartuje jedynie z wyraznie zaznaczonym kontekstem smiechu... kiedy ktos rozmawiajacy w sposob podoby do mojego, mowi z kims z Was - dochodzi do paradoksu, gdyz jedna strona nie jest w stanie rozroznic, kiedy druga naprawde mowi, to co mysli... przez "dystans" umiejscowiony na roznych punktach osi zycie-slowa, tworza sie zupelnie nie podobne do siebie systemy wartosci i podejscia do wielu spraw... czyjas smierc jest dla mnie zagadnieniem czyjegos bytu i nie-bytu... dla was - ludzka tragedia... zartobliwe "wiecie, bez niego bedzie tu lepiej" - jest dla mnie jednoznacznym i nieomal nieodwracalnym oswiadczeniem, podczas gdy dla was - sa to w najgorszym wypadku przykre slowa... lekka zmiana tematu - a moze podsumowanie moich, zapewne nie najjasniej opisanych mysli... czyjes "jestestwo" traktuje jak cos znajdujacego sie na drugim planie, podczas gdy naprawde wazny jest czyjs sposob rozumowania (wyrazany slowami)... mozliwe, ze jest to w miare analogiczne do slow iz nieistotny jest czyjs wyglad, lecz prawdziwie wazna jest jego dusza...

normalny : :