Archiwum listopad 2002, strona 3


lis 07 2002 milosc
Komentarze: 19

"Co to jest milosc?
To spacer podczas bardzo drobniutkiego deszczu.
Człowiek idzie, idzie, i dopiero po chwili orientuje
sie, że przemokl do glebi serca...
"

...to jest milosc...

"Adela jest przez matke wypytywana po kazdym spotkaniu z ojcem w mieszkaniu znajomych, na neutralnym gruncie, gdzie ojciec ja calowal, czy przypadkiem nie dotykal nieprzyzwoitych miejsc, jak dlugo i w jaki sposob tulil ja do siebie. Matka Adeli, nauczycielka akademicka, osoba uznawana za spokojna i zrównoważona, przygotowuje batalię seksualna: ze ojciec czyha na dziecko i tylko patrzec, jak będzie molestowal."

...i to jest milosc...

"Powstanie listopadowe 1830-1831, powstanie narodowe przeciw Rosji, trwajace od 29 XI 1830 do pazdziernika 1831. Objelo swym zasiegiem Krolestwo Polskie, Litwe, częsc Ukrainy i Bialorusi. Sprowokowane m.in. lamaniem konstytucji Krolestwa z 1815 oraz represjami wobec tajnych zwiazkow i organizacji."

...tez milosc...

"kC"

...to takze jest milosc...

"There's a little part of me inside of you
And it's growing up just like you do
And I hope you will see this world through my eyes
But I hope you don't see the tears I cry
"

...milosc...

"zaluje, ze sie urodziles"

...to rowniez moze byc milosc...

"...feromony dzialajace na naszą podswiadomosc i hormony aktywujace sie w odpowiedzi na ten chemiczny magnes. (..) Już najwczesniejsza faza zwiazku dwojga uruchamia potezna machine mozgu, który zaczyna produkowac we wzmozonych ilosciach milosne substancje chemiczne. Najwazniejsza z nich jest fenyloetyloamina, ktora odpowiada za fizyczne objawy zakochania, jak: drzenie rak i glosu, szybsze bicie serca. Zakochaniu towarzyszy tez zwiekszona produkcja dopaminy i noradrenaliny substancji spokrewnionych z amfetaminą. Przynosza one efekt pobudzenia fizycznego i psychicznego, powodują, ze osoba zakochana nie czuje glodu ani potrzeby snu. (..) Po kilku latach organizm uodparnia sie na dzia;anie fenyloetyloaminy, a mozg zaczyna wydzielac jej coraz mniej. Okres zarliwej milosci mija bezpowrotnie. Wlasnie wtedy wiele par decyduje sie na skonczenie zwiazku. Ci, ktorzy postanowia jednak trwac przy sobie, zamiast podniecajacej fenyloetyloaminy dostaja w rekompensacie srodek przeciwbolowy. Jest nim endorfina, dzialajaca podobnie do morfiny. Uaktywniajac sie w obecnosci partnera przynosi poczucie bezpieczenstwa i stabilizacji..."

...takze milosc...

"Wolalbym zadac bol sobie, niz Tobie..."

...i to milosc...

"Tyle minut w godzinie a kazda minuta jest dniem."

jak wiele, wiele innych...

normalny : :
lis 07 2002 "oszolomy"
Komentarze: 19

"moje drogie oszolomy"... ocknijcie sie z letargu w jaki bardzo czesto popadacie... proste fakty... wrecz oczywiste... dramatyzujecie, tragizujecie kazdy - nawet najmniejszy ze swoich problemow i sprawiacie ze rosnie do rangi niepokonywalnych... analizujecie swoj smutek z kazdej strony... zastanawiacie sie nad nim i zaczynacie wszystko komplikowac... wiele zawilych problemow - naprawde jest niezwykle prostymi... krzyczycie... nie... wrzeszczycie na caly glos - jak to jest wam zle... jak to potrzebujecie pomocy... kiedy natomiast ta pomoc sie zjawia - stajecie sie niezrozumiale tajemniczy... odpowiadacie lakonicznie, niemalze klamiecie swoimi odpowiedziami... "czy naprawde jest az tak zle"... "nie... jest gorzej"... typowa, do niczego nie prowadzaca rozmowa... nie zawsze potrzebujecie wspolczucia - w znacznej wiekszosci przypadkow, potrzebujecie "zdolowania realizmem"... zaszywacie sie w swoich umyslach tak gleboko - ze wasza wizja swiata zostaje silnie wypaczona... wszystko widzicie w zlych barwach - juz nawet nie czarny, szary i czerwony - lecz neonowe odcienie jakichs chorych barw... nic co malowane takimi kolorami nie moze byc takim jakim sie zdaje... zapominacie, ze to wasze zycie... to wy musicie z nim cos zrobic i nikt wam tak naprawde w tym nie pomoze... a nawet jezeli znajdzie sie taka dobra dusza, przyjaciel - on nie zrobi za was wszystkiego... wierzylem kiedys, ze trafie pewnego dnia na swojego "powiernika"... osobe, ducha - ktorego spotkam, usiadziemy w jakiejs kawiarni a ja mu poprostu opowiem cale swoje zycie... on po wysluchaniu mnie - zrownowazy szczesciem cale cierpienie, ktorego kiedykolwiek doznalem... wyzbadzcie sie chociaz na chwile egotyzmu, egocentryzmu, empatii, hipokryzji i innych, nieznanych mi - przeszkadzajacych w samopomocy uczuc... zobaczcie swoje problemy takie jakimi naprawde sa... i badzcie ze soba szczerzy - czy to cierpienie jest oby napewno "potrzebne" - czy mozna sie go pozbyc... i czy kiedykolwiek probowaliscie sie go naprawde pozbyc... to wasze zycie - ocknijcie sie...

normalny : :
lis 06 2002 bog
Komentarze: 20

jestem realista... nie ma boga... prawopodobnie nigdy tez nie uwierze by istnial... bog jest wytworem ludzkiej wyobrazni, z czasow gdy czlowiek nie byl w stanie odpowiedziec sobie nawet po czesci na pytanie pt. "skad ja sie wzialem" a starozytni wladcy potrzebowali jakiegos dodatkowego powodu - dlaczego poddani powinni byc im posluszni... oczywiscie swoje poczatki "bogowie" maja jeszcze na dlugo przed przytoczonymi przykladami... ludzie nie mogac czegos zrozumiec - zaczynaja sie tego bac... a jezeli stworzymy osobe "boga" - to na nia mozna zwalic wszystko, czego nie rozumiemy... "boska wola" - jakze latwo jest na kazde pytanie tak odpowiedziec, nawet "nie poszukujac"... chrzescijanska - biblia i wszelkie modlitwy... to takze wytwory ludzkiej wyobrazni... nie sa niczym wiecej - w najlepszym wypadku, niektore z przypowisci sa oparte na wydarzeniach, ktore faktycznie mialy miejsce... podobnie, jezeli glebiej sie zastanowie - nie wierze w przeznaczenie ani nic podobnego... wierze natomiast w ciagi wydarzen... jedno zdarzenie jest w stanie zmienic chociazby przebieg calego naszego dalszego dnia, niekiedy zycia... przy calym szacunku do wszelkich religii - twierdze ze nie istnieje jakakolwiek istota najwyzsza...

normalny : :
lis 05 2002 oczojeby
Komentarze: 16

pizdzi po galach, co...

normalny : :
lis 05 2002 sens
Komentarze: 24

czy zycie samo w sobie ma jakikolwiek sens - nie... wiele osob twierdzi, ze po smierci jest zycie wieczne badz nastepuje reinkarnacja... ale jaki bylby sens w zyciu wiecznym... ja go nie widze... biorac temat czysto praktycznie... jezeli smierc jest koncem - oznaczaloby to, ze gdy umrzemy, nie odpowiemy za swoje czyny na ziemi... wiec gdyby potraktowac brak sensu zycia - jako jego sens... oznaczaloby to, ze tutaj poprostu chodzi o przezycie tych kilkudziesieciu lat w sposob taki, jak nam odpowiada... nic wiecej... zyjemy w swiecie, gdzie sie to pomija dla dobra ogolu - gdyz mogloby to doprowadzic do "wstretnej anarchii"... a gdyby tak zyc w tym swiecie - ale ze swiadomoscia takiego sensu a nie innego... ponadto - moznaby uproscic cale zalozenie, do tego iz sensem zycia jest poprostu robienie tego, co nam sie podoba... (a mialo byc tak prosto)

normalny : :