Archiwum 29 października 2002


paź 29 2002 "przyjaciel"
Komentarze: 31

jest cos, czego mocniej nienawidze od wspomnien... przeszlosc... dlaczego przeszlosc, ktora niegdys wydawala sie tak prosta - dzis komplikuje tak wiele, jakze waznych spraw... coz za ironia... cos, co kiedys bylo piekne - dzis mnie zabija... cale piekno marzen, ma sie niby opierac na tym, ze sa one nieosiagalne... piekno marzen ma byc pragnieniem ich spelnienia... moze i to nawet po czesci jest sensem zycia... znam te prawe od wielu lat... lecz sie na nia nie godze... ja nie chce pragnac spelnienia marzen - ja chce je spelniac... nawet jezeli bedzie mnie to kosztowac wiele wyzeczen czy cierpienia... czy mozna wybaczyc przeszlosc, tak - by nie przeszkadzala w spelnianiu przyszlosci... sadze, ze mozna... ale trzeba wykazac sie duza odwaga i widziec nie tylko negatywy ale i pozytywy calej otoczki danych wydarzen... mozna wybaczyc... ale nie moja przeszlosc... bylem przyjacielem... spieprzylem... moze nie tylko ja... ale to nie ja uwazam sie za zdradzonego... mialem byc przyjacielem "na zawsze"... chcialem takim byc... i tak spieprzylem... potem sie zienilem... dzieki komus... i znow stalem sie przyjacielem - ale bez wiedzy o przeszlosci... nie hcialem na poczatku o tym mowic... planowalem pozniej... najwazniejszym priorytetem stala sie dla mnie znow przyjazn - a dokladniej przyjaciel... glownym priorytetem stala sie dla mnie pomoc tej osobie... sprobowalem... podobniez i po czesci zaczelo mi sie udawac... ale zapytany - przyznalem sie do przeszlosci... nie oszukiwalem - bo nigdy Cie nie oklamywalem... zarzucasz mi oklamywanie Cie... mowisz, ze zaufalas nie mi - lecz "normalnemu"... mowisz wiele - pomijajac wiele faktow... wiem, jestes na mnie zla... moze mnie nienawidzisz - gdyz bylem "zalosnym przyjacielem"... ale bylem prawdziwy - zawsze ale to zawsze bylem wobec Ciebie takim, jakm jestm naprawde... mimo to... przepraszam...

"Zobacz mnie takiego jakim jestem, nie takiego jakim bylem"

normalny : :
paź 29 2002 psycholog
Komentarze: 21

tak... wizyta normalnego u psychologa stala sie faktem... czy poszedlem tam porozmawiac o swoich "problemach"... czy moze poprosic o pomoc... albo pragnalem zobaczyc te wszystkie wizje, ktore roztacza to plemie przed swymi pacjentami... nie... zadna z tych rzeczy... normalnemu sie nudzilo i poprostu chcial sie zmierzyc w rozmowie z prawdziwym psychologiem (przyznaje - mialem jeszcze jeden profit z tej rozmowy, procz zabicia 2 godzin)... psycholog usiadla na przeciw mnie... chciala rozpoczac rozmowe, lecz ubieglem ja w tym... staralem sie niby od niechcenia, powolutku ukazywac moje problemy (a dokladniej to wyolbrzymialem pozostalosci po tym co juz minelo)... oczywiscie nie zrobilo to na niej najmniejszego wrazenia - w koncu jej zadaniem jest podchodzic do pacjenta z dystansem, bez wspolczucia, niemalze trywializujac jego problemy... spodobalo mi sie alternatywne okreslenie dyplomaty - jest to ktos, kto potrafi powiedziec "spierdalaj" w taki sposob, ze poczujesz podniecenie w zwiazku ze zblizajaca sie wyprawa... podobnie rzecz ma sie z plemieniem psychologow... lecz jest to niezwykle meczace - zamiast powiedziec cos wprost, obchodzimy temat 30 razy zabezpieczajac sie po drodze na 100 roznych sposobow... poprosilem ja w koncu, bysmy rozmawiali bezposrenio, gdyz naprawde nie chce mi sie sluchac takiego belkotu jaki do tej pory uskutecznia... wreszcie pierwsza oznaka zdziwienia... teraz dopiero zaczalem jej sluchac z zaciekawieniem... porozmawialismy potem o tym, jak postrzegam swiat... w co wierze a w co nie... i tak dalej... co chwila starala sie znalesc jakas luke w moich slowach (na tym polu wygralem - gdyz jedyne co udalo jej sie zrobic i to nie raz - to znadinterpretowac to co powiedzialem)... jaka brzmi analiza mojej persony... pomijajac fakt, ze ledwo sie powstrzymywala od nazwania mnie socjopata - uwazam, ze trafila dosyc celnie (co powiedziala - zatrzymam dla siebie)... reasumujac... przegadac psychologa na plaszczyznie rozmowy "nie-bezposredniej" - zdecydowanie jeszcze nie jestem w stanie... a w rozmowie bezposredniej... idzie mi naprawde niezle... i na tym zakonczyla sie moja pseudo-rywalizacja z "pania psycholog"... o ile pierwsza godzina rozmowy byla nudna i nic nie dajaca, tak druga godzina - stala sie naprawde czyms bardzo interesujacym... planujemy to jeszcze kiedys powtorzyc - gdyz bylo wspaniale... (swoja droga - zapraszam wszystkich majacych jakies problemy/znudzonych do gabinetow psychologow i psychiatrow - jezeli poczujecie, ze nic wam rozmowa nie daje... poproscie o bezposrednosc - przynajmniej bedzie ciekawie i czegos sie o sobie dowiecie)

normalny : :