Najnowsze wpisy, strona 47


paź 13 2002 przyziemnosc
Komentarze: 1

lubie miec przyziemne problemy... sprawiaja - ze czuje sie taki normalny... naprawde lubie sie zamartwiac o wyniki testow, o to - jak zareagowala na mnie jakas dziewczyna czy o to, ze jakis nauczyciel sie na mnie zawzial... to wszystko jest tak plytkie... zastanawialem sie kiedys, kogo uwazam za osobe "gleboka"... poznalem ostatnio naprawde duzo nowych ludzi - cos kolo 100 osob - i praktycznie wszyscy sa mi "przyjazni", nigdy w zyciu nie mialem takiej sytuacji... zawsze bylem nienawidzowy i poniewierany - sa teraz tego "skutki" - jestem niebywale tolerancyjny, ale takze uwazam siebie za kogos gorszego... kim wiec, jest dla mnie... nie - kim jest osoba "gleboka"... to taki ktos, kto jest w stanie "zrozumiec" - czy (jak to ktos ladnie okreslil) wspolodczuwac, kto zastanawia sie nad nastepstwami kazdego swojego zachowania, kto jest inteligentny i (cos dla mnie bardzo, bardzo waznego) - zawsze ma wlasne zdanie... zapewne ktos "gleboki" ma jeszcze wiele innych dobrych cech, ale akurat te przyszly mi w tym momencie do glowy... no tak - ale kiedy spotkalem kogos takiego - kto spelnia wszystkie punkty skladajace sie w moim umysle na osobe "gleboka" - ja tego czlowieka za takiego wcale nie uwazam... wiec jak to wlasciwie jest... "cierpienie uszlachetnia" - moze o to mi chodzi... moze ja za kogos "glebokiego" uwazam dopiero tego, kto sie wiele wycierpial w zyciu, bo inaczej - nie jestem w stanie uwierzyc w szczerosc wyznania pt. "przykro mi"... ale jest chyba jeszcze jedna wazna rzecz - ten kto sie wycierpi, musi cos wyniesc ze swoich doswiadczen - czegos sie na nich nauczyc, a nie w przyszlosci np. wyzywac sie za swoje cierpienia na wlasnych dzieciach... nienawidze...

normalny : :
paź 13 2002 rozmowa
Komentarze: 9

nielubie poczatkow, wiec je pomine... odbylem dzisiaj bardzo trudna rozmowe z moim... chyba przyjacielem - nieszczerym i zaklamanym - ale jednak przyjacielem... strasziliwie trudno mi bylo wytlumaczyc mu, co mialem w glowie... on - powiedzial pare zdan, ktore mnie niezwykle dotknely - nie wiem, czy mial to w zamierzeniach, czy nie... kiedy rozmawialismy - nie zabolaly mnie one zbytnio - wydaje mi sie, ze sytuacje stresowe znosze naprawde calkiem niezle... z tym - ze potem, gdy juz wszystko minie nastepuje u mnie chwila zadumy nad kazdym wypowiedzianym slowem... i wtedy zaczyna bolec... odkrywam pd pewnego czasu, ze zycie jest niezwykle skomplikowana gra, praktycznie bez zasad... i ja chce ja opanowac - by dac sobie rade w przyszlosci... niecierpie moich "chwil slabosci" - po klotni z rodzicami, jakims konflikcie z kims innym czy tez jakimkolwiek niepowodzeniu... tak ma przeciez kazdy - wiec czemu akurat ja, to przezywam tak mocno... dowiedzialem sie niedawno, okrutnej prawdy o kims bardzo mi bliskim - pomimo, ze obiecalem sobie, ze juz nigdy nie bede plakal - rozplakalem sie, po naprawde dlugim okresie "nie-plakania"... strasznie mi smutno, ze to sie wszystko dzieje naprawde - juz nie w lekach, ale w tym prawdziwym zyciu... tak wlasciwie - to czym jest "prawdziwe zycie"... zbiorem losowych wydarzen, polaczonych ze soba (ze sie tak wyraze) "logika przyczynowo-skutkowa" dazacych do jakiegos wspolnego, niewiadomego celu... czy to jest zycie, czy mi sie tylko wydaje... nie - nie mam dzis glowy do rozmyslania nad zyciem - jestem gdzies pomiedzy silna depresja a stanem absolutnej euforii... to niezwykle osobliwe uczucie...

normalny : :