Archiwum listopad 2002


lis 27 2002 obled
Komentarze: 9

patrzysz na nich z nienawiscia... pewnego rodzaju obrzydzeniem.. byc moze nawet pewnym specyficznym lekiem... nie chcesz wsrod nich przebywac, lecz musisz tu byc... nie masz ucieczki... mecza cie... nudza... irytuja... jednakze sam jeden, jestes zbyt slaby, by sie im przeciwstawic... czasem sie do nich upodabniasz... ale tylko na chwile... potem wracasz do siebie... do swojego leku przed nimi... i znow pustka... okazuje sie, ze tylko ty masz takie odczucia... znow jestes inny... szukasz rozwiazania, by sie od nich uwolnic... z pomoca przychodzi cos, czego oni sie tak panicznie obawiaja... smierc... ulga dla zmeczonej duszy... powoli sie z nia zaprzyjazniasz... a co by bylo, gdybys pewnego dnia sie nie obudzil... zaczynasz to analizowac... patrzysz na nich z dala... obserwujesz... tak samo i siebie - z boku... przypatrujesz sie swoim poczynaniom... jestes zmieszany - zdezorientowany... nie wiesz co robisz.. tracisz nad soba kontrole... zaczynasz odlatywac... obled... powoli wariujesz... az w koncu... pewnego zupelnie zwyczajnego dnia... decydujesz sie na krok ostateczny... podobniez to nic nie boli...*

pazdziernik 2000

normalny : :
lis 25 2002 muchy
Komentarze: 16

ludzie sa jak muchy... sa slepi... patrzac na jedna z pozoru prosta sprawe, widza wiele oddzielnych - w "jakis" sposob ze soba powiazanych a jednak nie mogacych utworzyc jednolitej calosci... w wyniku czego, ludzie widza jedynie to co chca zobaczyc... zamykaja sie w swoich umyslach i calymi dniami coraz to bardziej wykrzywiaja prawde - komplikujac ja... sa "niedoslyszacy"... udaja, ze sluchaja... w rzeczywistosci jednak jedynie nasluchuja sprzecznosci w czyims sposobie rozumowania - by moc udowodnic swoja wyzszosc nad drugim czlowiekiem... badz tez nie sluchaja wogole - interpretujac czyjes slowa w jakis dziwny, zrozumialy jedynie dla nich samych, sposob... sa zmienni i niekonsekwentni... kiedy juz obiora sobie cos za cel - nie kieruja sie ku niemu najprostsza droga, lecz poddaja sie emocjom chwili i pochodnym... wielokrotnie zmieniaja swoja trase... czesto wogole nie dochodza do celu, zadowalajac sie tym co jest latwiej dostepne... ludzi ciagnie do gowna... miedzy innymi z tego powodu, jest to ich ulubiony material budulcowy czegokolwiek... poczawszy od "marzen", poprzez poglady a skonczywszy na uczuciach... zycie ludzkie jest tyle samo warte co owadzie... ludzi jest tak wielu... a jeden czlowiek dla drugiego - jest rownie duzo warty co mucha... czyli nic...

normalny : :
lis 21 2002 poranek
Komentarze: 20

slyszalem Bestie... to byl tak... nieludzki ryk... niby niezrozumialy... a jednak jakze duzo wyrazal... opowiadal o tym, jak Bestia mnie bardzo nienawidzi... o tym, jak wiele zniszczylem... o tym, jak bardzo jestem zly... o tym, jak bardzo pragnie - bym sie nigdy nie stal... ten ryk byl tak glosny... tak niewiarygodnie glosny... po raz pierwszy w zyciu slyszalem cos tak glosnego, ze az mnie przerazilo... lezalem i balem sie poruszyc - by Bestia nie uslyszala, ze zyje... "a wszystko tak realnie dziejace sie w mojej glowie"... czasem nienawidze spac...

pamietam jeszcze jeden sen... z dzisiaj... ogromny budynek... w srodku masa ludzi... udawalem, ze jestem jednym z nich... ale cos mnie zdradzilo... wystraszyli sie - tego jaki jestem... powiedzili, ze jestem zly... wszystkie pomieszczenia zostaly pozamykane przede mna... zaczalem uciekac... podloga byla bardzo sliska... nie bylem w stanie sie zatrzymac ani skrecic tam gdzie chcialem... moglem poruszac sie jedynie najszerszym korytarzem... jeden z nich mnie gonil - jego celem bylo zabicie mnie... w pewnym momencie udalo mi sie go na chwile zgubic... chcialem wychamowac - ale wpadalem w poslizg... zlapalem sie za klamke od drzwi do jakiejs sali... otworzylem ja... wewnatrz byli ludzie... czulem, ze tam nie naleze... zaczalem biec dalej... bieglem jeszcze szybciej - ten, ktory mnie gonil, znow mnie znalazl... az powoli w swoim biegu zaczalem sie zmieniac w potwora... poruszalem sie na czterech lapach... on nie mogl juz mnie dogonic... bylem dla niego za szybki... albo zbyt przerazajacy... ucieklem...

i wtedy do pokoju weszla moja prawna opiekunka... powiedziala, ze juz pozno i ze powinienem wstac... wyszla... lezalem jeszcze przez dluzsza chwile... w koncu zczolgalem sie z lozka... skierowalem swe kroki w kierunku pokoju "rodzicow"... zobaczylem moja matke - malujaca sie... "moglabys mi zrobic jajecznice"... przypomnialem sobie wczorajsza klotnie... nie pamietam juz nawet o co poszlo... w kazdym razie, skonczylo sie na wypominaniu mi wielkich zalow... zostalem oskarzony o zniszczenie jej zycia, ze odseparowalem sie od "rodziny", ze powinienem odzywac sie do mojego ojczyma (kolejnego), ze doprowadzilem ja do stanu nerwicy i tego, ze jej zycie nie ma juz zadnego sensu i ze tylko i wylacznie przeze mnie, jest jak jest... zrobilem cos glupiego... dalem sie wciagnac w ten temat... staralem sie jej nigdy niczego nie wypominac... ale... tym razem - zrobilem na odwrot... powiedzialem jej wszystko co tylko moglem sobie przypomniec... wszystko, czym mnie dotknela przez cale zycie... duzo tego bylo... a kiedy skonczylem - widzialem jak placze... po raz pierwszy w zyciu, przeprosila mnie... przyznala, ze popelnila wiele bledow... i chciala mnie przytulic... nie... nawet do niej nie podszedlem - odparlem jedynie, ze jej dotyk jest dla mnie niczym dotyk setek malutkich zyletek... oraz, ze nie raz juz tak bylo - jutro, najwyzej za tydzien nie bedzie juz tego pamietala... nic nie wyniknie z tej rozmowy... tak jest zawsze... rzucila, ze na jajecznice musze chwilke zaczekac - az sie umaluje... "ok"... wrocilem do siebie... puscilem nirvane... "i'm so happy, 'cause today i found my friends... they're in my head"... jajecznica byla naprawde smaczna... moja opiekunka umie gotowac... i chyba nawet to lubi... po raz kolejny w dniu dzisiejszym ulyszalem dzwiek, ktorego nieznosze... zawsze wiem, kiedy ona tutaj wejdzie... czuje to jeszcze zanim zobacze jej cien za drzwiami... znowu... tak jest zawsze... znow wypomniala mi cale moje zlo... obarczyla mnie wina, za wszystko co ja spotkalo przez ostatnie szesnascie lat... wypomniala mi takze wszystko, co wczoraj powiedzialem... "to dlatego, ze nigdy w zyciu w dupe nie dostales pozadnie"... nie lubie, kiedy tak mowi... dostalem, dostalem... i to nie raz... do tej pory pamietam co robila, gdy bylem troche mlodszy - wystarczylo, ze przez chwile plakalem, badz tez unioslem glos... poza tym, znecac sie mozna rowniez psychicznie - co zreszta doskonale jej wychodzi... obarczyla mnie dzis za cos jeszcze - cos nowego... raz na jakis czas, zdarza sie jej wymyslec cos nowego... dzis wyszlo na to, ze uzywam wobec nej przemocy... gdyby nie fakt, jak bardzo to wszystko bylo "naprawde" - uznalbym iz scena pochodzi ze scenariusza napisanego przez jakiegos niedorozwinietego emocjonalnie wazniaka... nie mylilem sie - nic sie od wczoraj nie zmienilo... i "nigdy" sie nie zmieni...

normalny : :
lis 20 2002 podsumowanie
Komentarze: 8

do odpowiedzi na pytanie "w co wierzycie" - samych w sobie - odniose sie kiedy indziej... ale nie moge sobie wprost darowac mozliwosci ogolnego ich skomentowania... z niewieloma wyjatkami, "trafienia byly mocno tendencyjne"... w zasadzie wszystko krecilo sie wokol wiary badz niewiary w milosc... wiara w cokolwiek, wiarze sie chyba sila rzeczy - z jakiegos rodzaju naiwnoscia... mniejsza o to, na ten moment... kazdy, choc nie wiem jak bezpodstawne by to bylo - ma prawo wierzyc w co tylko zechce... i nikt nie ma prawa mu tego zabronic (skrytykowac - owszem)... zastanawia mnie natomiast temat absolutnego braku idealow... nie jestem do konca przekonany, czy wierze w jakikolwiek z nich - ale definitywnie uznaje pare, za dosc "poprawne/prawidlowe"... brak idealow ma oznaczac negacje, ze takowe wogole istnieja czy zwykla niewiare w jakiekolwiek z nich...

normalny : :
lis 19 2002 lista
Komentarze: 31

pierwotnie pytanie bylo o idealy... ale sami przeinterpretowaliscie to bardziej na pytanie "w co wierzycie"... ponizej znajduje sie wiec lista rzeczy w ktore wierzycie, a takze spis zespolow disco-polo...

normalny : :